czwartek, 17 stycznia 2013
epilog
Na cmentarzu, przy bramie stał szesnastoletni chłopak.
Przed nim stał wózek, którym bujał niemiarowo.
Wciąż nie mógł uwierzyć że to jego syn. I że spotkało go to samo, co jego ojca.
matka dziecka nie żyje, a chłopak kochał ją tak, jak nie kochał jeszcze nikogo.
Płakał za nią całymi nocami, od trzynastu nocy, czyli od jej śmierci, spał może po dwie godziny w każdej. Ale dziś, nie miał już siły płakać. Wylał już wszystkie łzy.
Wiedział że nie cofnie czasu.
Chociaż tak bardzo chciałby to zrobić, nie mógł. Nie potrafił.
Obiecał jej, że nazwie ich syna Nathan.
Nazwał go Nathan.
Był jej to winien.
Nie chciał jej zobaczyć, choć wiedział, że leży w kaplicy, która stała tuż za jego plecami. Była przy niej jej matka. Na pewno by chciała ją teraz przytulić...
A chłopak, i tak już cierpiał.
Myślał że będą razem już na zawsze, ale jego marzenie legło w gruzach.
"to moja wina"-myślał-"to przeze mnie".
Chciał umrzeć, i dalej być z nią, po tamtej stronie.
Skoczyć z jakiegoś mostu, połknąć jakieś tabletki...
Z wózka rozległ się płacz.
Do dziecka podeszła sześcioletnia dziewczynka.
Zaczęła robić do niemowlęcia głupie miny, myśląc, że w ten sposób je rozśmieszy.
Sebastian uśmiechnął się przez łzy, i wziął na ręce syna, po czym przytulił obydwoje dzieci do siebie.
Miał dla kogo żyć.
I nie zostawi ich, tak samo jak jego ojciec nie zostawił jego, po śmierci żony..., będzie dzielny... I chodź to brzmi, banalnie, mówił że nadal ją kocha, i że mimo jej śmierci, zawsze będzie jej wierny...
******************
koniec. To już na prawdę koniec.
Miło mi, że twierdzicie, iż nie powinnam kończyć tego opowiadania, ale już mam następne!
Nie opuszczę Sebastiana, nigdy!
Obiecywałam mu "miłość, wierność, i uczciwość małżeńską, i że nie opuszczę go aż do śmierci";p
no żarcik-
a więc żegnam wszystkich czytelników tego bloga, i obiecuję, że w następnym blogu, nie zawiodę was, tak jak w tym.
Zapraszam, i żegnam;p
i pamiętajcie, że zawsze jestem dla was, tak jak Sebastian.
Kocha was wszystkie (swoje fanki) i nawet jak bd miał dziewczynę, i ona bd dla niego najważniejsza na świecie, wy będziecie z nią na równi.
Bo to wy, dajecie mu siłę...
Ps. Wiem że ostatni rozdział był banalny, i epilog też, ale nie potrafiłam inaczej. Teraz was nie zawiodę, obiecuję. I błagam, jak was proszę o pomysły, to piszcie, ok?
Albo jakieś zażalenia, czy coś, to też.
Kiciaendmalina@gmail.com
i nowy blogg który obiecałam;
http://under-the-your-umbrella.blogspot.com/
niedługo 1 rozdział!!!
poniedziałek, 7 stycznia 2013
rozdział trzydziesty
Nie mogłam zasnąć.
Wszystko mi się kręciło. Byłam zdesperowana, chciałam jak najszybciej zobaczyć Sebastiana.
Wstałam z łóżka, i ubrałam się, po czym wyszłam z domu.
Było zimno, i padał śnieg.
Do oczu naciekły mi łzy, ale szłam dalej przed siebie.
Temperatura raniła moją twarz, ale nie zaprzestawałam swoich działań.
Nie wiedziałam, gdzie chcę iść, ale szłam.
Nie zauwarzyłam nawet, kiedy weszłam na ulicę. Przed sobą zauwarzyłam dwa złote światła, ale zamiast odsunąć się na bok, stałam, jak wryta, czekając na nadchodzącą śmierć.
*************
Obudziłam się w miejscu, w którym ostatnio bywałam bardzo często. Nie mogłam wstać, ruszyć nogą, ani palcem.
Po chwili przypomniałam sobie...
Przezwyciężyłam ból, i powoli przeniosłam swoją dłoń na brzuch.
Był płaski. No, nie do końca płaski, ale na pewno pusty.
Do oczu napłynęły mi łzy, a do głowy dochodziła seria pytań, bez odpowiedzi.
Dlaczego pokłóciłam się z Dominiką?
Dlaczego wyszłam z domu?
Dlaczego Dominika pozwoliła mi wyjść z domu?
Nie. Nie mogę zwalić tego na nią.
Bardzo wolno otworzyłam oczy. Zmysł słuchu też zaczynał mi już działać. Słyszałam szloch.
Spojrzałam w stronę Sebastiana, siedzącego nade mną.
-Nadja...-szepnął-Nadja... Ja...
-co się stało... Sebastian, co z...
-mamy synka-szepnął przez łzy.
Mi też zaczęły się zbierać.
Ostatnio za dużo płacze, ale...
Chłopak przytulił mnie do siebie, czułam, że ze mną nie jest dobrze.
Wcale.
Czułam, że mój ukochany nie płacze ze szczęścia.
I że ukrywa przede mną nad czym rozpacza.
-Sebastian... Ja umrę, prawda...?-szepnęłam.
Chłopak nic nie powiedział, tylko kiwnął głową, a z jego oczu pociekła rzeka łez.
Zrozumiałam, że to już moje ostatnie godziny. Tylko zastanawiałam się, dlaczego.
Z moim umysłem, wszystko było w pożądku, tylko z ciałem coś nie tak.
-Sebastian... Jak go nazwiesz?-spytałam, całkiem spokojnie, a ten spojrzał na mnie ze zdziwieniem w oczach.
-ja... Nie myślałem jeszcze...-znów spuścił wzrok.
-przynieś mi go, proszę-tym razem szepnęłam. Na więcej nie było mnie stać.
Mój ukochany wstał, i wyszedł z sali, w progu przystając, i patrząc na mnie, nie wierząc własnym oczom, że przyjęłam to z taką łatwością.
Po chwili wrócił, trzymając w ramionach zawiniątko.
Chłopczyk był taki malutki... Widziałam, że nosiłam go przez prawie dziewięć miesięcy pod sercem.
Chciałam jak najszybciej go dostać.
Seba położył go obok mnie, i poczułam się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
Przeżyłam już chyba wszystko, co przeżyć chciałam.
Czułam, że jestem gotowa na śmierć.
Że może przychodzić.
-Sebastian... Nazwij go Nathan-szepnęłam-niech nazywa się Nathan. Kochaj go tak, jak kochasz mnie.
Znów płakał.
Wiedziałam, że to moje ostatnie minuty.
Było ze mną coraz gorzej.
Chłopak złapał mnie za rękę, a ja odsłoniłam twarzyczkę niemowlęcia.
Była piękna...
-mój mały aniołek-szepnęłam, i widząc rozpacz na twarzy mojego chłopaka, uśmiechnęłam się, po czym zasnęłam, wiedząc, że już nigdy się nie obudzę...
******************
koniec. Jeszcze tylko
epilog, czyli zakończenie.
nie mogę uwierzyć, że to już koniec...
ale nie mogę pisać dłurzej, bo tata każe mi zejść.. papa
kocham was wszystkich.
i w ostatnim poście dodam adres nowego bloga.
KOCHAM WAS
;))
Subskrybuj:
Posty (Atom)