poniedziałek, 7 stycznia 2013
rozdział trzydziesty
Nie mogłam zasnąć.
Wszystko mi się kręciło. Byłam zdesperowana, chciałam jak najszybciej zobaczyć Sebastiana.
Wstałam z łóżka, i ubrałam się, po czym wyszłam z domu.
Było zimno, i padał śnieg.
Do oczu naciekły mi łzy, ale szłam dalej przed siebie.
Temperatura raniła moją twarz, ale nie zaprzestawałam swoich działań.
Nie wiedziałam, gdzie chcę iść, ale szłam.
Nie zauwarzyłam nawet, kiedy weszłam na ulicę. Przed sobą zauwarzyłam dwa złote światła, ale zamiast odsunąć się na bok, stałam, jak wryta, czekając na nadchodzącą śmierć.
*************
Obudziłam się w miejscu, w którym ostatnio bywałam bardzo często. Nie mogłam wstać, ruszyć nogą, ani palcem.
Po chwili przypomniałam sobie...
Przezwyciężyłam ból, i powoli przeniosłam swoją dłoń na brzuch.
Był płaski. No, nie do końca płaski, ale na pewno pusty.
Do oczu napłynęły mi łzy, a do głowy dochodziła seria pytań, bez odpowiedzi.
Dlaczego pokłóciłam się z Dominiką?
Dlaczego wyszłam z domu?
Dlaczego Dominika pozwoliła mi wyjść z domu?
Nie. Nie mogę zwalić tego na nią.
Bardzo wolno otworzyłam oczy. Zmysł słuchu też zaczynał mi już działać. Słyszałam szloch.
Spojrzałam w stronę Sebastiana, siedzącego nade mną.
-Nadja...-szepnął-Nadja... Ja...
-co się stało... Sebastian, co z...
-mamy synka-szepnął przez łzy.
Mi też zaczęły się zbierać.
Ostatnio za dużo płacze, ale...
Chłopak przytulił mnie do siebie, czułam, że ze mną nie jest dobrze.
Wcale.
Czułam, że mój ukochany nie płacze ze szczęścia.
I że ukrywa przede mną nad czym rozpacza.
-Sebastian... Ja umrę, prawda...?-szepnęłam.
Chłopak nic nie powiedział, tylko kiwnął głową, a z jego oczu pociekła rzeka łez.
Zrozumiałam, że to już moje ostatnie godziny. Tylko zastanawiałam się, dlaczego.
Z moim umysłem, wszystko było w pożądku, tylko z ciałem coś nie tak.
-Sebastian... Jak go nazwiesz?-spytałam, całkiem spokojnie, a ten spojrzał na mnie ze zdziwieniem w oczach.
-ja... Nie myślałem jeszcze...-znów spuścił wzrok.
-przynieś mi go, proszę-tym razem szepnęłam. Na więcej nie było mnie stać.
Mój ukochany wstał, i wyszedł z sali, w progu przystając, i patrząc na mnie, nie wierząc własnym oczom, że przyjęłam to z taką łatwością.
Po chwili wrócił, trzymając w ramionach zawiniątko.
Chłopczyk był taki malutki... Widziałam, że nosiłam go przez prawie dziewięć miesięcy pod sercem.
Chciałam jak najszybciej go dostać.
Seba położył go obok mnie, i poczułam się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
Przeżyłam już chyba wszystko, co przeżyć chciałam.
Czułam, że jestem gotowa na śmierć.
Że może przychodzić.
-Sebastian... Nazwij go Nathan-szepnęłam-niech nazywa się Nathan. Kochaj go tak, jak kochasz mnie.
Znów płakał.
Wiedziałam, że to moje ostatnie minuty.
Było ze mną coraz gorzej.
Chłopak złapał mnie za rękę, a ja odsłoniłam twarzyczkę niemowlęcia.
Była piękna...
-mój mały aniołek-szepnęłam, i widząc rozpacz na twarzy mojego chłopaka, uśmiechnęłam się, po czym zasnęłam, wiedząc, że już nigdy się nie obudzę...
******************
koniec. Jeszcze tylko
epilog, czyli zakończenie.
nie mogę uwierzyć, że to już koniec...
ale nie mogę pisać dłurzej, bo tata każe mi zejść.. papa
kocham was wszystkich.
i w ostatnim poście dodam adres nowego bloga.
KOCHAM WAS
;))
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
To... Ty... Jesteś niesamowita. :)
OdpowiedzUsuńCzekam na nowego bloga.:D