poniedziałek, 23 kwietnia 2012
rozdział 11
Nagle coś wybudziło mnie ze snu, jakiś wrzask.
Wpadliśmy w poślizg, usłyszałam strzały, które pojedynczo trafiały w nasz pojazd.
-co się dzieje?!-wrzasnęłam, myśląc że już po mnie.
-nic, trzymaj się mnie, proszę, nie rób nic głupiego!-odpowiedział Sebastian, był równie, a nawet bardziej, wystraszony jak ja.
Samochód o coś walnął i zatrzymał, a ja mocniej wtuliłam się w Seba.
Nie wiedziałam co się dzieje, tylko tyle, że tuż przy moim prawym uchu, powietrze przeciął srebrny pocisk.
Nie miałam nic przeciwko świeżemu powietrzu, ale drzwi były wgniecione, a Paweł był nieprzytomny, oczywiście to on kierował.
Czułam jak tracę grunt pod nogami.
Nie wiedziałam co się dzieje, i powoli traciłam świadomość.
*****
-Nadja, błagam, nie zostawiaj mnie!-usłyszałam stłumiony głos-błagam Nadja!
Chciałam mu powiedzieć, że nic mi nie jest, ale nie mogłam, cały czas byłam podłączona do aparatury, która wydawała takie głupie pipanie.
Chciałam zostawić to wszystko i umrzeć, skończyć cierpienie.
-Nadja, kocham Cię...-szepnął Seba przez łzy które czułam, jak spływają po moim policzku.
Miałam po co żyć, miałam Dla Kogo Żyć.
*****SEBUŚ*****
Nie chciałem aby jej się coś stało.
To moja wina, niepotrzebnie ją wyciągałem z domu, wkońcu miałem jechać sam.
-Nadja, kocham cię...-szepnąłem.
Była nieprzytomna, ale i tak musiałem to powiedzieć.
Moje łzy kapały wszędzie.
Wiedziałem że nic jej nie będzie, ale czułem się winny że zemdlała.
Po chwili, nie zwarzając na nic, pocałowałem jej zimne usta.
Usłyszałem nad sobą że maszyna nade mną wydała jeden podłużny syk.
-co sie...-nie zdążyłem nic powiedzieć, a maszyna przybrała swój normalny bieg.
-co się stało?-spytała młoda pielęgniarka, która weszła właśnie na salę.
-nie wiem-odpowiedziałem całkiem szczeże.
-możesz wyjść? Lekarz chce zrobić badania-powiedziała miło.
Nic na to nie rzekłem, tylko wyszłem.
W holu czekał Mito, miał gips na ręce.
Chyba jako jedyny wyszłem z tego cały.
-przepraszam-powiedział-gdyby nie zaczęli strzelać... Tam zawsze strzelają.
-dobrze że nic jej się nie stało, wiesz że bym cię zabił, nie?
-kołek w serce? Z wielką chęcią-zaśmiał się.
Mnie też trochę tym rozśmieszył.
-gdzie teraz idziesz?-spytał, gdy zacząłem zmierzać do drzwi.
-muszę się przewietrzyć-odpowiedziałem i wyszedłem z budynku bez żadnych skrupułów.
*******
szedłem dalej, zaciemnioną uliczką Krakowa, tuż obok kapliczki.
Nie wiedziałem co mam ze sobą począć.
Chodziłem tak z pół godziny, nie wiedząc gdzie iść.
Miałem dosyć, moja cierpliwość się kończyła.
Zadzwonił mój telefon.
Wystraszyłem się, ale gdy wreszcie się zorietowałem że to z mojej kieszeni, odebrałem.
-mogę wyjść!-głos po drugiej stronie był zachwycony, tak samo jak ja.
-zaraz jak wyjdziesz jedziemy coś kupić na kinderbal-odpowiedziałem.
-co?-Nadja nie wiedziała o co chodzi.
-Zapomniałaś? No tak, nikt Ci nie mówił, Antosia ma jutro urodziny, kończy pięć lat.
-ja... Przyjeżdżaj po mnie, i to natychmiast-zaśmiała się-mamy trochę do załatwienia...
**********
sorry!
Przepraszam, to jest naprawdę trudne tak pisać.
Ale ok, następny rozdział będzie chyba dłuższy i bardziej z sensem.
Ok, nie będę się rozpisywać, bo nie chcę, aby stopki zrobiły się dłuższe od całych rozdziałów.
Kocham Cię Sebastian, i wszystkich którzy lubią mojego bloga.
Dzięki że mnie wspieracie.
DZIĘKUJĘ.
;))
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz