poniedziałek, 31 grudnia 2012

rozdział dwudziesty dziewiąty

-Miśka, coś jest nie tak...-powiedziałam do Dominiki-czuję, że coś jest nie tak, na prawdę...
-Jak to czujesz?
-Normalnie, takie rzeczy się, kurwa, czuje!-wrzasnęłam i usiadłam na łóżku.
-Nadja, tylko nie gadaj, że rodzisz...-szepnęła moja kuzynka ze strachem w oczach.
-nieee... Jeszcze trzy tygodnie...-powiedziałam.
Taak... Do porodu zostały równe trzy tygodnie.
Seba w trasie, Malwina w szkole, Natalia na wycieczce... Tylko Dominika została, aby mnie wspierać.
W sumie to wspieramy się nawzajem... Jej rodzice się pokłócili, i żadna z nas nie wieży, że kiedyś się zejdą.
-ok, to skoro jeszcze nie czas, to co ty niby czujesz?
-nie wiem... Po prostu... Jestem cała roztrzęsiona, nie wiem co się ze mną dzieje...
-może po prostu jesteś śpiąca?-zaproponowała-przez ostatnie noce, chyba nie za dobrze śpisz...
-bo bez Sebastiana... Już nie czuję się w tym domu bezpieczna.-stwierdziłam, kładąc się na łóżku-może na serio lepiej bd jak się położę.
-zostać z tobą?-spytała
-kochana jesteś wiesz?-powiedziałam, robiąc jej miejsce koło siebie-przynajmniej Sebastian jutro wraca...
-na ile przyjeżdża?
-aż dziecko się urodzi-odpowiedziałam jej ziewając-nie mogę się doczekać, aż dostanę je w ramiona...-szepnęłam
-wiesz już jak je nazwiecie?
-nieee... Nie myślałam o tym. Najpierw chyba powinnam się dowiedzieć, czy to chłopiec, czy dziewczynka. Gdyby nie Sebastian, już dawno bym to wyciągnęła od położnej. Ale on przecież woli dowiedzieć się po fakcie.
-i kupować wszystko na ostatnią chwilę. No tak, cały Sebastian. Ale musisz mi coś obiecać.
-co?
-jak bd chłopiec, nazwiesz go Nathan, błagam cię, nazwij go Nathan...
-nie wiem, Miśka, nie wiem. Zobaczę jeszcze.
-ale...
-dasz mi spać?-wkurzyłam się.
-ok-powiedziała.
Przyłożyłam głowę do poduszki, i próbowałam zasnąć, ale miałam wyżuty sumienia, co do niej.
-Miśka... Przepraszam, pogadam z Sebastianem. Zastanowię się ok?
-yhmm...-szepnęła.
Słyszałam że płacze.
Odwróciłam się do niej przodem.
-Domiś...-przytuliłam ją, i wtedy rozryczała się już na dobre-co ci jest, Miśka?
-musiałam to w sobie tępić przez ponad rok! Ty tego nie rozumiesz? Ja go kocham, a ty masz go całego dla siebie. Nie zauważa mnie nawet...
-Domiś, zrozum... Przecież... Ja nic nie robiłam, żeby on się we mnie zakochał... Po prostu... Tak wyszło.
-tak... Ty i ta twoja jebana filozofia. Tak naprawdę, to połączyła was Tośka.
Co racja, to racja.
Gdyby nie Tośka, to Sebastian nie przyjeżdżałby tak często. Ale w sumie... To już przed pojawieniem się jej zaiskrzyło, o czym prawie nikt nie wiedział.
-Domiś, to nie przez Tosię jesteśmy razem. My już... No, jak jej jeszcze nie było.
-ta... Mogłam nie zmuszać twojej mamy, żeby wysłała cię do "Must be the music".
Jebłam.
-co takiego? Jak to... Zmuszać?
-tak, to ja ją na to namówiłam!-dziewczyna wstała z łóżka-bo myślałam, że jak go poznasz, to odrazu załatwisz mi spotkanie z nim. Ale nie! Ty kurwa, musiałaś się w nim wielce zakochać!
-Dominika! Proszę, przestań! Posłuchaj siebie!-przeniosłam się do pozycji siedzącej.
-nie mam takiego zamiaru!-wrzasnęła-to ja powinnam z nim być, nie ty!-krzyknęła i wyszła z pokoju.
Nie chciałam zranić jej uczuć. Przecież... Rozmawiała z Sebastianem normalnie, myślałam że już jej przeszło.
Ale jak wiedzę, nic się nie zmieniło.
Wciąż go kochała.
Myślę, że powinnam trochę przystopować.
Ale ona też, powinna zrozumieć, że Sebastian kocha mnie.
I chociaż sama w to wszystko nie wieżę, powinna zrobić to, nie tylko dla mnie, ale i dla niego.
******************
wiem, rozdział do dupy, i pisałam go też długo. Zadedykowany jest mojej kuzynce Dominice... Dzięki Miśka, za to że jesteś, że wspierasz mnie w każdej chwili. Że jesteś przy mnie, gdy potrzebuję kogoś, komu mogę powiedzieć to, czego nie mogę powiedzieć nawet najbliższej mi osobie... <tj, wiesz...> To mogę wyżalić się tobie...
I chcę tylko dodać, że to rozdział jest przed ostatni. Jeszcze tylko next i epilog. Ale to nie koniec mojej przygody z pisaniem o Sebastianie!
Co to, to nie!
Obiecuję wam, że jak tylko skończę ten blog, podam wam link, do nowego.;* mam nawet już napisany prawie cały 1 rozdział;*
I myślę że się wam spodoba;*

czwartek, 27 grudnia 2012

rozdział dwudziesty ósmy

-wiesz co?-szepnęłam do chłopaka, jeszcze bardziej wtulając się w jego nagi tors.
-hmm?
-chciałabym kiedyś zobaczyć Paryż...-powiedziałam jeszcze ciszej.
Mój ukochany, był jednak zbyt zmęczony by to usłyszeć.
Co chwila przymrużał oczy.
Była w końcu dopiero piąta rano, a jak go znam, to pewnie będzie spał do południa.
-skarbie...-złapałam go za uszy, i że śmiechem lekko pociągnęłam.
Tak słodko wyglądał jak spał.
Albo jak przysypiał.
Zrezygnowałam z budzenia go, i położyłam się obok.
Westchnęłam.
Nawet nie wiedziałam, kiedy oczy mi się zamknęły, i zasnęłam.
******
-kochanie...-usłyszałam z pomiędzy szumów, w głowie.
Byłam taka senna, że nie chciałam słyszeć nic, ani widzieć oślepiającego mnie światła.
-skarbie, radziłbym Ci się ubrać, chyba że wolisz wyjść z domu nago...-zaśmiał się Sebastian, muskając wargami moją szyję.
Zaczął zjeżdżać ustami niżej, aż do moich piersi, a gdy zaczął je całować, byłam już całkowicie rozbudzona.
Odchyliłam głowę w tył, i zaczęłam chichotać.
-wiesz że nie można, nie?-szepnął w mój brzuch, do którego zdążyły już dotrzeć jego rozpalone usta.
-można-jęknęłam, ale i tak usiadłam, spychając go z siebie-ale bez przesady-dodałam po chwili, wychodząc z ciepłego łóżka, i szukając swoich ubrań, zrzuconych wczoraj z siebie tak gwałtownie, że leżały teraz gdzie popadnie.
Mój ukochany leżał tylko na boku, podpierając się na ramieniu, i obserwował mnie.
Speszyłam się z lekka, bo nigdy nie patrzył na mnie takim wzrokiem.
Wyglądało to tak, jakby był z swoim własnym świecie, a tylko oczyma wciąż podążał za mną.
-Seba, jesteś tam?-spytałam machając mu przed oczyma.
Zaśmiał się.
-oczywiście że jestem, skarbie-powiedział obejmując mnie w pasie.
-a myślałam że to ja mam nudne życie...-powiedziałam cicho.
-a ja mam?-odpowiedział z głupim uśmiechem na gębie.
-nie wiem..-zachichotałam-takie się wydaje...
-przy tobie Najda, nic nie jest nudne-mówiąc to pocałował mnie.
-SEBASTIAN, DO MNIE!-usłyszałam głos Pawła z pokoju obok-BIERZ TEGO BACHORA!-dodał gdy z jego sypialni rozległ się dźwięk tłuczonego szkła.
-a, właśnie, mój tata przywiózł Antosie.
W chwili gdy to powiedział, ja oderwałam się od niego, i wybiegłam z pokoju.
Na łóżku Pawła, wesoło podskakiwała sześciolatka.
Podbiegłam do niej, i od razu wzięłam ją w ramiona.
-Jezus, Tosieńko skarbie...-jęknęłam tuląc ją do siebie.
-mama!-krzyknęła
w oczach stanęły mi łzy.
Wiedziałam ją niby nie dawno, ale po tym co stało się ostatnio, boję się ją zostawiać samą.
-byłam u dziadka, mamo!  I graliśmy w gry, i mogłam oglądać telewizję do nocy, i...
-dobra, wierzę ci, skarbie, podoba Ci się tu?-zmieniłam temat.
-a będę tu mieszkać z tobą i z tatą?-spytała z nadzieją w głosie.
-tak, kochanie, będziesz...-powiedziałam, i jeszcze raz ją mocno przytuliłam.
*************
wiem, krótko, i bez sensu, ale chyba może być...
Nie wiem jak długo pisałam ten rozdział. Po prostu nie mam weny.
Dziękuję wam za wszystkie miłe komentarze. Kocham was wszystkich, ale na prawdę. Już nie długo bd musiała skończyć. Nie potrafię żyć, z myślą, że tyle osób mnie nienawidzi za to, iż kocham Sebastiana.
Sabaaa... I love You! hehe
Saba... Tak, od teraz Seba, to nie Seba, tylko Saba;P Ale tylko dla mnie;P "prawa autorskie" hehe
nie, no żarcik.
kocham was, papapa

poniedziałek, 10 grudnia 2012

rozdział dwudziesty siódmy

Siedziałam przed telewizorem.
Chciałam zapomnieć o wszystkim, co się dzisiaj zdarzyło.
O bójce, i o ciąży.
Oglądałam film.
O psie-Marley'u.
Niby taki okropny pies, a tak bardzo go kochali.
Kobieta z tego filmu wszystko planowała.
A na końcu ryczałam jak małe dziecko, bo psa musieli uśpić.
Nie zauważyłam, że w pewnej chwili, obok mnie pojawił się Sebastian.
Było dobrze po północy.
-wiesz co?-spytałam
-hmm...?-mruknął w moje włosy.
-pierwszym punktem mojego planu, było poznać faceta... Idealnego... Przystojnego... Zabawnego, z talentem...-wymieniałam, powoli zmniejszając odległość naszych twarzy.
-a następny?-szepnął chłopak, gdy stykaliśmy się już nosami.
-wybrać cb, zamiast niego...-zaśmiałam się.
Seba też zaczął się śmiać.
-skąd ty to wzięłaś?
-z filmu.
-spk - powiedział, całując mnie-już nie jesteś zła?
-a na co miałabym być zła?
-no wiesz...
-a, o to? Już nie. A ty?
-no... Jak widać, też już luz. Ale i tak twierdzę że mam rację.
-nie masz racji-zaprzeczyłam-bo nawet jak oddamy je do adopcji, to kiedyś mu powiedzą, a ono bd nas szukać, aż znajdzie i...
-nie fantazjuj, Nadja. Zrozumie.
Przytuliłam się mocno do niego.
-nie chcę się z tobą kłócić, Seba, ale zastanów się. Ja nie oddam dziecka. Jeśli chcesz, to mogę nawet teraz wracać do rodziców... No, może jak wytrzeźwieją, i nie wchodzić ci więcej w drogę...
-proszę cię, Nadja... Posłuchaj co ty bredzisz. Chcesz mnie zostawić bo nie jestem gotowy na dziecko. Przecież ty też nie jesteś. Nie umiesz być matką.
Wstałam.
-macierzyństwa nie da się nauczyć. To trzeba czuć... A ja to czuję, rozumiesz?!-krzyknęłam.
-dobra, ok, Nadja, uspokój się...-zaczął, łapiąc mnie za ramiona, i sadzając sobie na kolanach-dokończymy tę rozmowę jutro...-szepnął, i zaczął śpiewać mi swój nowy cover, z piosenki Adele.
Była piękna.
A jeszcze piękniejszy od niej, był jego głos.
Brzmiał raz, to jakby falował... Lub zarywał... Taki chrypliwy, a jednocześnie tak romantyczny... Zatapiałam się w jego otchłań jak najdalej, w jak najgłębsze zakątki jego duszy, aż w końcu powieki zaczęły mi się same zamykać, a pod nimi wciąż widziałam jego piękne, niebieskie oczy... Które tak dobrze oddawały wszystko co czuję do ich właściciela... I to, co on czuje do mnie...
*********
Gdy się przebudziłam, było jeszcze ciemno.
Leżałam, już nie w salonie, a w sypialni.
Niepewnie poklepałam miejsce obok siebie, ale tam, gdzie powinien leżeć mój ukochany, było pusto.
Wstałam, i wyszłam na przedpokój.
Byłam taka zdenerwowana, że nie mogłam się na niczym skupić.
Zapukałam do sypialni Pawła, a gdy nikt nie odpowiadał, odchyliłam drzwi.
Tu też było pusto.
Podeszłam niepewnie do szafki, gdzie leżała paczka papierosów.
Kiedyś paliłam.
Jeszcze w podstawówce, i na początku gimnazjum. Nie nałogowo, ale... Tak bardzo mnie do tego ciągnęło.
Tak jak w tej chwili.
Obróciłam się jeszcze wokół własnej osi, aby znaczyć, czy jestem w pokoju sama.
Wyciągnęłam z paczki jednego szluga, i schowałam do kieszeni, po czym  Starannie odłożyłam paczkę na miejsce.
Wyszłam z pokoju, i poszłam z powrotem do siebie.
Wyciągnęłam z torebki zapałki, które leżały w niej, od tygodnia, czyli odkąd ostatni raz byłam z Malwiną na cmentarzu.
Podeszłam do okna, i otworzyłam je.
Wzięłam do ust papierosa i odpaliłam.
Nie czułam tego od ponad roku.
Zaciągnęłam się głęboko dymem, delektując się nim, niczym najsłodszym ciastkiem.
Nie zauważyłam, kiedy ktoś trzasnął drzwiami, i wyrzucił mi z ręki pojarę.(mniejsza połowa papierosa, jakby ktoś nie wiedział).
-oszalałaś?!-powiedział cicho, acz gwałtownie Sebastian-jesteś w ciąży, nie możesz palić!
-odwal się! Przecież ty i tak nie chcesz tego dziecka!-w moich oczach znów kręciły się łzy.
-jak chcesz wiedzieć, to rozmawiałem właśnie w salonie z Pawłem, na temat tego, że ono zostaje. Ale jeśli Ty masz takie podejście, to znaczy, że wcale nie jesteś na siłach tego udźwignąć.
-przestań, Seba! To chwila słabości, nie bd...
-Jezus, do czego ja cię doprowadziłem, Nadja...-powiedział, już spokojnie, a nawet z lekkim pozbawieniem-zaczynasz mówić do mnie jakbym był twoim ojcem...
Zaśmiałam się, i pocałowałam go.
Wiem, że cuchło ode mnie petami, ale on się nawet nie skrzywił.
Odwzajemnił go, i to z lekką nawiązką;*
****************** 
sorry, że tak krótko, ale mi nie pykło;P sorry. a co do cb PolishFanJuju, to czytaj stopki;* pisałam, że było coś, tyle że nie chcę zranić uczuć sebastiana'
Przeczytaj sobie nawet rozdział 20, ;P
A ten rozdział dedykuje tobie'  chyba wiesz o co chodzi z tą "nawiązką", prawda?
;P
kocham wass;P
PS. zmieniam nazwę, z "kiciaendmalina" na "sherrybiebss"
czyli..
wasza 
SherryBiebss;*
 

sobota, 8 grudnia 2012

Rozdział Dwudziesty szósty

-dobra, to teraz mów o co chodzi-powiedziała jednym tchem Malwina, gdy weszłam do salonu.
Znajdowali się tam już wszyscy: Malwa, Domiśka, Natalia, Sebastian, i oczywiście bobek, któremu pomyliły się pory dnia, i za żadne skarby nie chciał zasnąć.
Nawet Mito już spał.
Usiadłam ostrożnie na kanapie obok mojego chłopaka, i westchnęłam.
W końcu musiałam im powiedzieć.
-ale obiecajcie, że nikt się nie dowie...-zaczęłam
-dobra, wal, chociażby to miała być najstraszniejsza i najgorsza prawda jaką mielibyśmy poznać.-Natalia nie miała skrupułów.
-ok, ja...-zacięłam się, a Seba przytulił mnie, co dodało mi otuchy.
-Jestem w Ciąży.-dokończyłam.
Poczułam, że obejmujący mnie chłopak zrobił się sztywny.
Malwina uśmiechała się-gdyby nie te uszy, to dokoła głowy.
Dominice, która była od samego początku zabujana w Sebie, zebrało się na płacz.
Natalia była w głębokim szoku.
Jedyną osobą, która zdawała się nic nie przejmować, był bobek, ale wiadomo, jak roczne dziecko ma cokolwiek z tego zrozumieć?
W pewnej chwili, gdy odrętwienie z lekką opadło, Sebastian wstał z kanapy, i wyszedł z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami z całej siły.
Nie wiedziałam, co sobie pomyślał, ale pewnie to samo co ja w pierwszej chwili-JACY MY BYLIŚMY GŁUPI...
*************
-ale jak... Jak to możliwe?-spytał chłopak, gdy weszłam do sypialni.
-nie wiem, sama byłam w szoku... Ciągle nie mogę w to uwierzyć... To jest takie nierealne...
-ale... To... Ze mną, nie?
Zatkało mnie.
-co Ty... Ty myślisz że ja... Cię zdradzam?!
-no... Nie, ale wiesz... Musiałem spytać-chłopakowi zbierało się już na płacz, ale nie dawał tego po sobie poznać.
-i co my teraz zrobimy?-spytał siadając na łóżku.
-a co proponujesz?
-nie wiem... A...
-na pewno nie aborcję!-przerwałam mu.
-chodziło mi o adopcję... I nikt się nigdy nie dowie.
-jak chcesz-szepnęłam, i skuliłam się na łóżku-stało się, to się nie odstanie.
-słuchaj, ja... Jestem totalnym draniem, wiem. Rób ze mną co chcesz... Nie wiem zabij, zadźgaj, cokolwiek, tylko nadal mnie kochaj...
Zaśmiałam się.
-miśku, ale jak ja bym mogła przestać cię kochać?-przysunęłam się do niego, i położyłam głowę na jego kolanach-tak z dnia na dzień?
Chłopak zaczął gładzić mnie po włosach.
-Seba, ale... Nie oddawajmy go, co?
-co?
-nie chcę aby moje dziecko wychowywał ktoś obcy.
-dlaczego niby? U kogo innego bd mu lepiej... Przecież my nie damy mu takiego życia, jakie powinien mieć.
-Sebastian... Ale ja cię proszę...
-Nadja, przestań, to już przesądzone.
-ale ...
-nie ma żadnego ale. Nie jesteśmy jeszcze na to gotowi, i już.
-a Antosia? Na nią też nie byliśmy gotowi?
-przestań, wiesz dobrze że to co innego. Zobacz ile ona ma lat. Po prostu nie jesteśmy gotowi.
-mów za siebie!-wstałam i wyszłam z sypialni.
Dom był ogromny, nie wiedziałam, czy mam iść w prawo, czy w lewo.
Weszłam po schodach i zorientowałam się że weszłam do kuchni.
Zajrzałam do lodówki.
W końcu skusiłam się tylko na płatki z mlekiem.
Nie chciałam oddawać dziecka.
I chociaż wiedziałam że tak bd dla niego lepiej, to pewna część mnie mówiła, że to nie jest dobre rozwiązanie.
Wiem że to głupie, i że jestem jeszcze za młoda, ale od zawsze pragnęłam mieć dziecko. Nie mogłam się doczekać osiemnastki, aby się wyprowadzić od rodziców, i założyć rodzinę.
I teraz miałam szansę.
Zbyt szybko, ale musiałam spróbować.
A jeśli Seba mnie kocha, to mi pomoże, i nie zostawi mnie samej z tym wszystkim...
******************
Właśnie uświadomiłam sobie, że mój świat kręci się wokół mojego głupiego pragnienia, żeby mieć dziecko.
W każdym moim opowiadaniu, bohaterka jest w ciąży.
I nie dla tego, że tak sobie wymyśliłam, albo ktoś mnie o to poprosił.
To wiąże się ze mną.
Z moim życiem, w którym moim największym marzeniem jest być matką.
Mieć chłopaka i dziecko.
Nic więcej.
...