poniedziałek, 31 grudnia 2012

rozdział dwudziesty dziewiąty

-Miśka, coś jest nie tak...-powiedziałam do Dominiki-czuję, że coś jest nie tak, na prawdę...
-Jak to czujesz?
-Normalnie, takie rzeczy się, kurwa, czuje!-wrzasnęłam i usiadłam na łóżku.
-Nadja, tylko nie gadaj, że rodzisz...-szepnęła moja kuzynka ze strachem w oczach.
-nieee... Jeszcze trzy tygodnie...-powiedziałam.
Taak... Do porodu zostały równe trzy tygodnie.
Seba w trasie, Malwina w szkole, Natalia na wycieczce... Tylko Dominika została, aby mnie wspierać.
W sumie to wspieramy się nawzajem... Jej rodzice się pokłócili, i żadna z nas nie wieży, że kiedyś się zejdą.
-ok, to skoro jeszcze nie czas, to co ty niby czujesz?
-nie wiem... Po prostu... Jestem cała roztrzęsiona, nie wiem co się ze mną dzieje...
-może po prostu jesteś śpiąca?-zaproponowała-przez ostatnie noce, chyba nie za dobrze śpisz...
-bo bez Sebastiana... Już nie czuję się w tym domu bezpieczna.-stwierdziłam, kładąc się na łóżku-może na serio lepiej bd jak się położę.
-zostać z tobą?-spytała
-kochana jesteś wiesz?-powiedziałam, robiąc jej miejsce koło siebie-przynajmniej Sebastian jutro wraca...
-na ile przyjeżdża?
-aż dziecko się urodzi-odpowiedziałam jej ziewając-nie mogę się doczekać, aż dostanę je w ramiona...-szepnęłam
-wiesz już jak je nazwiecie?
-nieee... Nie myślałam o tym. Najpierw chyba powinnam się dowiedzieć, czy to chłopiec, czy dziewczynka. Gdyby nie Sebastian, już dawno bym to wyciągnęła od położnej. Ale on przecież woli dowiedzieć się po fakcie.
-i kupować wszystko na ostatnią chwilę. No tak, cały Sebastian. Ale musisz mi coś obiecać.
-co?
-jak bd chłopiec, nazwiesz go Nathan, błagam cię, nazwij go Nathan...
-nie wiem, Miśka, nie wiem. Zobaczę jeszcze.
-ale...
-dasz mi spać?-wkurzyłam się.
-ok-powiedziała.
Przyłożyłam głowę do poduszki, i próbowałam zasnąć, ale miałam wyżuty sumienia, co do niej.
-Miśka... Przepraszam, pogadam z Sebastianem. Zastanowię się ok?
-yhmm...-szepnęła.
Słyszałam że płacze.
Odwróciłam się do niej przodem.
-Domiś...-przytuliłam ją, i wtedy rozryczała się już na dobre-co ci jest, Miśka?
-musiałam to w sobie tępić przez ponad rok! Ty tego nie rozumiesz? Ja go kocham, a ty masz go całego dla siebie. Nie zauważa mnie nawet...
-Domiś, zrozum... Przecież... Ja nic nie robiłam, żeby on się we mnie zakochał... Po prostu... Tak wyszło.
-tak... Ty i ta twoja jebana filozofia. Tak naprawdę, to połączyła was Tośka.
Co racja, to racja.
Gdyby nie Tośka, to Sebastian nie przyjeżdżałby tak często. Ale w sumie... To już przed pojawieniem się jej zaiskrzyło, o czym prawie nikt nie wiedział.
-Domiś, to nie przez Tosię jesteśmy razem. My już... No, jak jej jeszcze nie było.
-ta... Mogłam nie zmuszać twojej mamy, żeby wysłała cię do "Must be the music".
Jebłam.
-co takiego? Jak to... Zmuszać?
-tak, to ja ją na to namówiłam!-dziewczyna wstała z łóżka-bo myślałam, że jak go poznasz, to odrazu załatwisz mi spotkanie z nim. Ale nie! Ty kurwa, musiałaś się w nim wielce zakochać!
-Dominika! Proszę, przestań! Posłuchaj siebie!-przeniosłam się do pozycji siedzącej.
-nie mam takiego zamiaru!-wrzasnęła-to ja powinnam z nim być, nie ty!-krzyknęła i wyszła z pokoju.
Nie chciałam zranić jej uczuć. Przecież... Rozmawiała z Sebastianem normalnie, myślałam że już jej przeszło.
Ale jak wiedzę, nic się nie zmieniło.
Wciąż go kochała.
Myślę, że powinnam trochę przystopować.
Ale ona też, powinna zrozumieć, że Sebastian kocha mnie.
I chociaż sama w to wszystko nie wieżę, powinna zrobić to, nie tylko dla mnie, ale i dla niego.
******************
wiem, rozdział do dupy, i pisałam go też długo. Zadedykowany jest mojej kuzynce Dominice... Dzięki Miśka, za to że jesteś, że wspierasz mnie w każdej chwili. Że jesteś przy mnie, gdy potrzebuję kogoś, komu mogę powiedzieć to, czego nie mogę powiedzieć nawet najbliższej mi osobie... <tj, wiesz...> To mogę wyżalić się tobie...
I chcę tylko dodać, że to rozdział jest przed ostatni. Jeszcze tylko next i epilog. Ale to nie koniec mojej przygody z pisaniem o Sebastianie!
Co to, to nie!
Obiecuję wam, że jak tylko skończę ten blog, podam wam link, do nowego.;* mam nawet już napisany prawie cały 1 rozdział;*
I myślę że się wam spodoba;*

czwartek, 27 grudnia 2012

rozdział dwudziesty ósmy

-wiesz co?-szepnęłam do chłopaka, jeszcze bardziej wtulając się w jego nagi tors.
-hmm?
-chciałabym kiedyś zobaczyć Paryż...-powiedziałam jeszcze ciszej.
Mój ukochany, był jednak zbyt zmęczony by to usłyszeć.
Co chwila przymrużał oczy.
Była w końcu dopiero piąta rano, a jak go znam, to pewnie będzie spał do południa.
-skarbie...-złapałam go za uszy, i że śmiechem lekko pociągnęłam.
Tak słodko wyglądał jak spał.
Albo jak przysypiał.
Zrezygnowałam z budzenia go, i położyłam się obok.
Westchnęłam.
Nawet nie wiedziałam, kiedy oczy mi się zamknęły, i zasnęłam.
******
-kochanie...-usłyszałam z pomiędzy szumów, w głowie.
Byłam taka senna, że nie chciałam słyszeć nic, ani widzieć oślepiającego mnie światła.
-skarbie, radziłbym Ci się ubrać, chyba że wolisz wyjść z domu nago...-zaśmiał się Sebastian, muskając wargami moją szyję.
Zaczął zjeżdżać ustami niżej, aż do moich piersi, a gdy zaczął je całować, byłam już całkowicie rozbudzona.
Odchyliłam głowę w tył, i zaczęłam chichotać.
-wiesz że nie można, nie?-szepnął w mój brzuch, do którego zdążyły już dotrzeć jego rozpalone usta.
-można-jęknęłam, ale i tak usiadłam, spychając go z siebie-ale bez przesady-dodałam po chwili, wychodząc z ciepłego łóżka, i szukając swoich ubrań, zrzuconych wczoraj z siebie tak gwałtownie, że leżały teraz gdzie popadnie.
Mój ukochany leżał tylko na boku, podpierając się na ramieniu, i obserwował mnie.
Speszyłam się z lekka, bo nigdy nie patrzył na mnie takim wzrokiem.
Wyglądało to tak, jakby był z swoim własnym świecie, a tylko oczyma wciąż podążał za mną.
-Seba, jesteś tam?-spytałam machając mu przed oczyma.
Zaśmiał się.
-oczywiście że jestem, skarbie-powiedział obejmując mnie w pasie.
-a myślałam że to ja mam nudne życie...-powiedziałam cicho.
-a ja mam?-odpowiedział z głupim uśmiechem na gębie.
-nie wiem..-zachichotałam-takie się wydaje...
-przy tobie Najda, nic nie jest nudne-mówiąc to pocałował mnie.
-SEBASTIAN, DO MNIE!-usłyszałam głos Pawła z pokoju obok-BIERZ TEGO BACHORA!-dodał gdy z jego sypialni rozległ się dźwięk tłuczonego szkła.
-a, właśnie, mój tata przywiózł Antosie.
W chwili gdy to powiedział, ja oderwałam się od niego, i wybiegłam z pokoju.
Na łóżku Pawła, wesoło podskakiwała sześciolatka.
Podbiegłam do niej, i od razu wzięłam ją w ramiona.
-Jezus, Tosieńko skarbie...-jęknęłam tuląc ją do siebie.
-mama!-krzyknęła
w oczach stanęły mi łzy.
Wiedziałam ją niby nie dawno, ale po tym co stało się ostatnio, boję się ją zostawiać samą.
-byłam u dziadka, mamo!  I graliśmy w gry, i mogłam oglądać telewizję do nocy, i...
-dobra, wierzę ci, skarbie, podoba Ci się tu?-zmieniłam temat.
-a będę tu mieszkać z tobą i z tatą?-spytała z nadzieją w głosie.
-tak, kochanie, będziesz...-powiedziałam, i jeszcze raz ją mocno przytuliłam.
*************
wiem, krótko, i bez sensu, ale chyba może być...
Nie wiem jak długo pisałam ten rozdział. Po prostu nie mam weny.
Dziękuję wam za wszystkie miłe komentarze. Kocham was wszystkich, ale na prawdę. Już nie długo bd musiała skończyć. Nie potrafię żyć, z myślą, że tyle osób mnie nienawidzi za to, iż kocham Sebastiana.
Sabaaa... I love You! hehe
Saba... Tak, od teraz Seba, to nie Seba, tylko Saba;P Ale tylko dla mnie;P "prawa autorskie" hehe
nie, no żarcik.
kocham was, papapa

poniedziałek, 10 grudnia 2012

rozdział dwudziesty siódmy

Siedziałam przed telewizorem.
Chciałam zapomnieć o wszystkim, co się dzisiaj zdarzyło.
O bójce, i o ciąży.
Oglądałam film.
O psie-Marley'u.
Niby taki okropny pies, a tak bardzo go kochali.
Kobieta z tego filmu wszystko planowała.
A na końcu ryczałam jak małe dziecko, bo psa musieli uśpić.
Nie zauważyłam, że w pewnej chwili, obok mnie pojawił się Sebastian.
Było dobrze po północy.
-wiesz co?-spytałam
-hmm...?-mruknął w moje włosy.
-pierwszym punktem mojego planu, było poznać faceta... Idealnego... Przystojnego... Zabawnego, z talentem...-wymieniałam, powoli zmniejszając odległość naszych twarzy.
-a następny?-szepnął chłopak, gdy stykaliśmy się już nosami.
-wybrać cb, zamiast niego...-zaśmiałam się.
Seba też zaczął się śmiać.
-skąd ty to wzięłaś?
-z filmu.
-spk - powiedział, całując mnie-już nie jesteś zła?
-a na co miałabym być zła?
-no wiesz...
-a, o to? Już nie. A ty?
-no... Jak widać, też już luz. Ale i tak twierdzę że mam rację.
-nie masz racji-zaprzeczyłam-bo nawet jak oddamy je do adopcji, to kiedyś mu powiedzą, a ono bd nas szukać, aż znajdzie i...
-nie fantazjuj, Nadja. Zrozumie.
Przytuliłam się mocno do niego.
-nie chcę się z tobą kłócić, Seba, ale zastanów się. Ja nie oddam dziecka. Jeśli chcesz, to mogę nawet teraz wracać do rodziców... No, może jak wytrzeźwieją, i nie wchodzić ci więcej w drogę...
-proszę cię, Nadja... Posłuchaj co ty bredzisz. Chcesz mnie zostawić bo nie jestem gotowy na dziecko. Przecież ty też nie jesteś. Nie umiesz być matką.
Wstałam.
-macierzyństwa nie da się nauczyć. To trzeba czuć... A ja to czuję, rozumiesz?!-krzyknęłam.
-dobra, ok, Nadja, uspokój się...-zaczął, łapiąc mnie za ramiona, i sadzając sobie na kolanach-dokończymy tę rozmowę jutro...-szepnął, i zaczął śpiewać mi swój nowy cover, z piosenki Adele.
Była piękna.
A jeszcze piękniejszy od niej, był jego głos.
Brzmiał raz, to jakby falował... Lub zarywał... Taki chrypliwy, a jednocześnie tak romantyczny... Zatapiałam się w jego otchłań jak najdalej, w jak najgłębsze zakątki jego duszy, aż w końcu powieki zaczęły mi się same zamykać, a pod nimi wciąż widziałam jego piękne, niebieskie oczy... Które tak dobrze oddawały wszystko co czuję do ich właściciela... I to, co on czuje do mnie...
*********
Gdy się przebudziłam, było jeszcze ciemno.
Leżałam, już nie w salonie, a w sypialni.
Niepewnie poklepałam miejsce obok siebie, ale tam, gdzie powinien leżeć mój ukochany, było pusto.
Wstałam, i wyszłam na przedpokój.
Byłam taka zdenerwowana, że nie mogłam się na niczym skupić.
Zapukałam do sypialni Pawła, a gdy nikt nie odpowiadał, odchyliłam drzwi.
Tu też było pusto.
Podeszłam niepewnie do szafki, gdzie leżała paczka papierosów.
Kiedyś paliłam.
Jeszcze w podstawówce, i na początku gimnazjum. Nie nałogowo, ale... Tak bardzo mnie do tego ciągnęło.
Tak jak w tej chwili.
Obróciłam się jeszcze wokół własnej osi, aby znaczyć, czy jestem w pokoju sama.
Wyciągnęłam z paczki jednego szluga, i schowałam do kieszeni, po czym  Starannie odłożyłam paczkę na miejsce.
Wyszłam z pokoju, i poszłam z powrotem do siebie.
Wyciągnęłam z torebki zapałki, które leżały w niej, od tygodnia, czyli odkąd ostatni raz byłam z Malwiną na cmentarzu.
Podeszłam do okna, i otworzyłam je.
Wzięłam do ust papierosa i odpaliłam.
Nie czułam tego od ponad roku.
Zaciągnęłam się głęboko dymem, delektując się nim, niczym najsłodszym ciastkiem.
Nie zauważyłam, kiedy ktoś trzasnął drzwiami, i wyrzucił mi z ręki pojarę.(mniejsza połowa papierosa, jakby ktoś nie wiedział).
-oszalałaś?!-powiedział cicho, acz gwałtownie Sebastian-jesteś w ciąży, nie możesz palić!
-odwal się! Przecież ty i tak nie chcesz tego dziecka!-w moich oczach znów kręciły się łzy.
-jak chcesz wiedzieć, to rozmawiałem właśnie w salonie z Pawłem, na temat tego, że ono zostaje. Ale jeśli Ty masz takie podejście, to znaczy, że wcale nie jesteś na siłach tego udźwignąć.
-przestań, Seba! To chwila słabości, nie bd...
-Jezus, do czego ja cię doprowadziłem, Nadja...-powiedział, już spokojnie, a nawet z lekkim pozbawieniem-zaczynasz mówić do mnie jakbym był twoim ojcem...
Zaśmiałam się, i pocałowałam go.
Wiem, że cuchło ode mnie petami, ale on się nawet nie skrzywił.
Odwzajemnił go, i to z lekką nawiązką;*
****************** 
sorry, że tak krótko, ale mi nie pykło;P sorry. a co do cb PolishFanJuju, to czytaj stopki;* pisałam, że było coś, tyle że nie chcę zranić uczuć sebastiana'
Przeczytaj sobie nawet rozdział 20, ;P
A ten rozdział dedykuje tobie'  chyba wiesz o co chodzi z tą "nawiązką", prawda?
;P
kocham wass;P
PS. zmieniam nazwę, z "kiciaendmalina" na "sherrybiebss"
czyli..
wasza 
SherryBiebss;*
 

sobota, 8 grudnia 2012

Rozdział Dwudziesty szósty

-dobra, to teraz mów o co chodzi-powiedziała jednym tchem Malwina, gdy weszłam do salonu.
Znajdowali się tam już wszyscy: Malwa, Domiśka, Natalia, Sebastian, i oczywiście bobek, któremu pomyliły się pory dnia, i za żadne skarby nie chciał zasnąć.
Nawet Mito już spał.
Usiadłam ostrożnie na kanapie obok mojego chłopaka, i westchnęłam.
W końcu musiałam im powiedzieć.
-ale obiecajcie, że nikt się nie dowie...-zaczęłam
-dobra, wal, chociażby to miała być najstraszniejsza i najgorsza prawda jaką mielibyśmy poznać.-Natalia nie miała skrupułów.
-ok, ja...-zacięłam się, a Seba przytulił mnie, co dodało mi otuchy.
-Jestem w Ciąży.-dokończyłam.
Poczułam, że obejmujący mnie chłopak zrobił się sztywny.
Malwina uśmiechała się-gdyby nie te uszy, to dokoła głowy.
Dominice, która była od samego początku zabujana w Sebie, zebrało się na płacz.
Natalia była w głębokim szoku.
Jedyną osobą, która zdawała się nic nie przejmować, był bobek, ale wiadomo, jak roczne dziecko ma cokolwiek z tego zrozumieć?
W pewnej chwili, gdy odrętwienie z lekką opadło, Sebastian wstał z kanapy, i wyszedł z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami z całej siły.
Nie wiedziałam, co sobie pomyślał, ale pewnie to samo co ja w pierwszej chwili-JACY MY BYLIŚMY GŁUPI...
*************
-ale jak... Jak to możliwe?-spytał chłopak, gdy weszłam do sypialni.
-nie wiem, sama byłam w szoku... Ciągle nie mogę w to uwierzyć... To jest takie nierealne...
-ale... To... Ze mną, nie?
Zatkało mnie.
-co Ty... Ty myślisz że ja... Cię zdradzam?!
-no... Nie, ale wiesz... Musiałem spytać-chłopakowi zbierało się już na płacz, ale nie dawał tego po sobie poznać.
-i co my teraz zrobimy?-spytał siadając na łóżku.
-a co proponujesz?
-nie wiem... A...
-na pewno nie aborcję!-przerwałam mu.
-chodziło mi o adopcję... I nikt się nigdy nie dowie.
-jak chcesz-szepnęłam, i skuliłam się na łóżku-stało się, to się nie odstanie.
-słuchaj, ja... Jestem totalnym draniem, wiem. Rób ze mną co chcesz... Nie wiem zabij, zadźgaj, cokolwiek, tylko nadal mnie kochaj...
Zaśmiałam się.
-miśku, ale jak ja bym mogła przestać cię kochać?-przysunęłam się do niego, i położyłam głowę na jego kolanach-tak z dnia na dzień?
Chłopak zaczął gładzić mnie po włosach.
-Seba, ale... Nie oddawajmy go, co?
-co?
-nie chcę aby moje dziecko wychowywał ktoś obcy.
-dlaczego niby? U kogo innego bd mu lepiej... Przecież my nie damy mu takiego życia, jakie powinien mieć.
-Sebastian... Ale ja cię proszę...
-Nadja, przestań, to już przesądzone.
-ale ...
-nie ma żadnego ale. Nie jesteśmy jeszcze na to gotowi, i już.
-a Antosia? Na nią też nie byliśmy gotowi?
-przestań, wiesz dobrze że to co innego. Zobacz ile ona ma lat. Po prostu nie jesteśmy gotowi.
-mów za siebie!-wstałam i wyszłam z sypialni.
Dom był ogromny, nie wiedziałam, czy mam iść w prawo, czy w lewo.
Weszłam po schodach i zorientowałam się że weszłam do kuchni.
Zajrzałam do lodówki.
W końcu skusiłam się tylko na płatki z mlekiem.
Nie chciałam oddawać dziecka.
I chociaż wiedziałam że tak bd dla niego lepiej, to pewna część mnie mówiła, że to nie jest dobre rozwiązanie.
Wiem że to głupie, i że jestem jeszcze za młoda, ale od zawsze pragnęłam mieć dziecko. Nie mogłam się doczekać osiemnastki, aby się wyprowadzić od rodziców, i założyć rodzinę.
I teraz miałam szansę.
Zbyt szybko, ale musiałam spróbować.
A jeśli Seba mnie kocha, to mi pomoże, i nie zostawi mnie samej z tym wszystkim...
******************
Właśnie uświadomiłam sobie, że mój świat kręci się wokół mojego głupiego pragnienia, żeby mieć dziecko.
W każdym moim opowiadaniu, bohaterka jest w ciąży.
I nie dla tego, że tak sobie wymyśliłam, albo ktoś mnie o to poprosił.
To wiąże się ze mną.
Z moim życiem, w którym moim największym marzeniem jest być matką.
Mieć chłopaka i dziecko.
Nic więcej.
...

środa, 7 listopada 2012

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY

Szok.
Po prostu szok.
Spojrzałam jeszcze raz na wyniki badań, i prychnęłam.
-to niemożliwe...-szepnęłam.
-ależ możliwe-powiedziała położna-są przy tobie twoi opiekunowie?
-nie... To znaczy... Jest Paweł.-ciągle zszokowana, wstałam z kozetki i wyjrzałam przez drzwi.
-Mito... Chodź na chwilę...-zawahałam się-powiedz że jesteś moim opiekunem, niech rodzice się nie dowiedzą, proszę...-szepnęłam błagalnie, gdy podszedł do drzwi.
On tylko kiwnął głową, i wszedł do środka.
-jest w ciąży-powiedział odrazu gdy podszedł do biurka, a kobieta to potwierdziła.
Z oczu pociekły mi łzy.
Jak mogłam do tego doprowadzić?
Przecież brałam tabletki... Jak to się mogło stać?
Po chwili rozryczałam się na maxa.
Nie słuchałam tego co mówili o mnie dorośli.
Myślałam tylko o tym, że zmarnowałam sobie życie.
Ale... W końcu z Tosią sobie poradziliśmy, to... Ale ja jestem w ciąży! To nie może być prawda...
-NADJA, IDZIEMY!-dopiero teraz zorientowałam się że nade mną, nie wiadomo od jak dawna, stoi Paweł.
-przepraszam... -szepnęłam
-nie mnie będziesz przepraszać-powiedział i wyszedł z sali, a ja szłam za nim jak na skazanie.
*************
milczałam.
Nie potrafiłam tego wyjaśnić.
Facetka przepisała mi jakieś tabletki na ból, które miały pomóc, i nie zaszkodzić DZIECKU.
Boże... DZIECKU...
Wzdrygłam się na samą myśl.
-zimno Ci?-spytał Sebastian.
-trochę...
Chłopak ściągnął z siebie swoją czarną kurtkę, i zawiesił mi ją na ramionach.
Ale gdy mnie dotknął, przebiegł mnie jeszcze gorszy dreszcz.
Świadomość, że nosiłam w sobie JEGO dziecko, przewyższała mnie.
Ten Bosski Sebastian Rutkowski, za którym szalało 70% nastolatek w Polsce, jest ojcem mojego nie narodzonego dziecka.
Bałam się, że jak mu powiem, odrazu pomyśli o aborcji.
A ja jestem mega przeciwniczką aborcji.
Dobra, może bez przesady.
Ale dla mnie to też dziecko.
Wyciągnęłam notatki położnej, i jeszcze raz na nie spojrzałam.
20 tydzień.
Z aborcji nici.
-Paweł... Ale nie powiesz nic moim rodzicom?-spytałam.
-zobaczymy. Jak będziesz się zachowywać, to się postaram, aby nikt się nie dowiedział.
-ale o co chodzi?-mój ukochany nie był zbyt zadowolony z tego, że coś przed nim ukrywam.
-później Ci powiem...-stwierdziłam, że przy tej rozmowie nie może być nikogo.
-eyy, ale my też chcemy wiedzieć-oburzyła się Dominika.
-powiem, wam, Jezu... Ale w domu...-byłam już za słaba na kłótnie.
Ledwo co weszłam do samochodu, i wtuliłam w tors Sebastiana, który przytulił mnie do siebie, najbardziej jak mógł.
-kocham cię, wiesz?-szepnął mi do ucha, tak, że nikt inny tego nie słyszał.
-yhm...-potwierdziłam, a oczy same zamknęły mi się, pod wpływem ciepła, i czułości, jakie wytwarzał mój ukochany.
################
rozdział napisany na szybko.
Dziękuję wszystkim, którzy dodali komentarz, i proszę, aby tak było pod każdym rozdziałem.
Abyście pisali co wam się podoba, ewentualnie co mam zmienić.
I oczekuję, na wasze propozycje, co ma się dziać dalej, bo naprawdę, pomysłów coraz mniej!
Dziękuję wam wszystkim, za to że jesteście.
Wasza zawsze i na zawsze-
Kicia;P
ps.kocham cię Malinka;* I KISS YOU

wtorek, 30 października 2012

THX;*

Dziękuję wam za te miłe komentarze!
Chcę, abyście komentowały tak każdy rozdział,  a nie, tylko kiedy mówię że przestanę pisać.
A przestanę, jeśli nie bd komentarzy pod postami.
To nie jest wcale trudne.
I przepraszam wszystkich, którzy mi to wypominają, za błędy.
piszę na telefonie, prawie zawsze.
Na dodanie posta, mam zazwyczaj tylko kilka minut, więc przesyłam szybko notatkę na laptop taty, wklejam na bloga, i nie mam już czsu aby poprawiać błędy.
Postaram się robić ich mniej.
Obiecuję, że niedługo dodam nowy rozdział.
DZIĘKUJĘ!!
wasza forever;
KICIA;**
http://kiss-in-the-rain-blogg.blogspot.com/

http://my-new-life-is-you.blogspot.com/

http://life-sweet-like-lollipop.blogspot.com/

http://j-d-b-my.blogspot.com/

http://mythejustinbieber.blogspot.com/

http://lilly-potter-and-the-secrets-of-magic.blogspot.com/

http://megastarandmy.blogspot.com/

sobota, 27 października 2012

koniec

BLOG ZAWIESZONY!!
Nie mam ochoty już tego kontynuować.
Pisałam dla tych co czytali, ale jak widzę zaczęły się pojawiać tylko debilne komentarze.
Wiem że to jest do bani.
Całe moje życie jest do bani.
Czytając to, co piszą ludzie, nie chce mi się żyć.
Kończę z marzeniami, i wracam do rzeczywistości.
Może i ta rzeczywistość nie jest wspaniałe, ale istnieje.
I muszę o tym pamiętać.
Dziękuję tym, którzy wysyłali mi tyle miłych maili, i tym, którzy dodawali pozytywne komentarze.
Nie mam ochoty już wysłuchiwać negatywów, to był najgorszy blogg, który kiedykolwiek założyłam, ale są jeszcze inne, które piszę dla fanów Justina.
Oni przynajmniej są mili.
Seba... Bez obrazy, ale masz pojebanych fanów;PP
KICIA;**

wtorek, 23 października 2012

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY

-ja pierdole...-szepnęłam gdy ból zaczął się nasilać.
Nie mogłam tego wytrzymać.
Siedziałam na sofie, z nogami podciągniętymi pod samą brodę, i kiwałam się to w przód, to w tył.
-może zadzwonić po pogotowie?-spytał Sebastian.
-nie... Poradzę sobie-zapewniłam, chociaż sama ledwo w to wierzyłam.
-przestań, Nadja, przecież widzę że coś z Tb nie tak-kontynuował
-jedziemy-do pokoju wszedł Mito.
menago Seba mnie nienawidzi, więc byłam nieźle zdziwiona gdy okazało się że sam zaproponował że mnie zawiezie do szpitala.
Z pomocą moich kochanych kuzynek Mince i Domisi, ubrałam płaszcz i wyszłam z domu.
Obydwie czuwały nade mną gdy jechaliśmy do szpitala.
Mój ukochany zdawał się być tylko dodatkiem, ale to jego chciałam mieć teraz przy sobie.
Bałam się diagnozy, obawiałam się że to rak.
Nikomu tego nie mówiłam, ale od paru tygodni, w dolnej części mojego brzucha, wyczuwałam guzek.
Tak, bałam się jak cholera.
Tylko tego brakowało, żeby mi włosy powypadały, w rezultacie leczenia.
Nie miałam nic do śmierci.
Dla mnie to tylko tak, jakby położyć się spać.
Do stracenia nie mam nic więcej, niż miłość Sebastiana, a to on mnie teraz najmniej wspierał, co mnie załamało całkowicie.
"Może Paweł mu coś nagadał...?"-przyszło mi na myśl.
To było możliwe.
Weszłam do przedsionka szpitala, gdzie znajdowała się rejestracja.
Paweł podszedł do sekretarki, a Malwina z Dominiką pobiegły do łazienki.
Zostaliśmy z Sebastianem sami.
Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało, ale po niej milczenie już nas zabijało.
-Nadja, ja... Przepraszam.-powiedział w końcu, ale tak cicho, abym tylko ja to usłyszała.
-za co?
-za to że pozwoliłem Ci odejść. To całkiem nie w moim stylu, ale tobie nie potrafię odmówić.
-Seba... Ja nie...-przerwałam w pół słowa.
Zamilkłam, i powoli uklękłam, tak, aby złagodzić ból, jaki mnie wtedy przeszył.
Mito podszedł do nas.
-zaraz cię przyjmą-powiedział i westchnął.
Do izby przyjęć weszli ze mną wszyscy, ale na salę mogła wejść tylko jedna osoba.
-może którąś z dziewczyn, bo... Bd tam w samej bieliźnie jak bd cię badać i wiesz...-zaczął Sebastian, ale uciszyłam go gestem ręki.
-idziesz ze mną-podsumowałam, i uśmiechnęłam się na tyle, na ile pozwalał mi ból.
Weszliśmy razem do gabinetu, w którym pielęgniarka kazała mi się rozebrać do bielizny i położyć na kozetce.
Zrobiłam wszystkie te czynności, naumyślnie ociągając się.
Kobieta zaczęła obmacywać mój brzuch, aż nagle natrafiła na guza, którego wyczułam kilka tygodni temu.
Jej twarz przybrała kamienną barwę.
A ja wiedziałam co teraz zapewne nastąpi.
-mam raka, tak?-spytałam-to jest guz, ja na pewno mam jakiś nowotwór...-zaczęłam panikować.
-to nie jest jeszcze przesądzone-mruknęła-leż, zrobię ci jeszcze USG-dodała, gdy chciałam się już podnosić do pozycji siedzącej.
Po chwili kobieta już jeździła mi po brzuchu czytnikiem, wysmarowanym jakimś półprzezroczystym kiślem.
Ale gdy spojrzała na monitor, zamiast wyrazu współczucia, na jej twarz wpełzł delikatny uśmieszek.
-i co?-spytałam, z  nadzieją że to nic gorszego od raka-co to jest?
Pielęgniarka nic mi nie odpowiedziała, tylko wydrukowała zdjęcie z USG, i mi je podała.
-co mam z tym zrobić?-naburmuszyłam się.
-zanieś to do położnej, ona Ci wszystko wyjaśni, jak obejrzy zdjęcia. Ja się na tym za bardzo nie znam-zaśmiała się.
Ubrałam się, i wyszłam z gabinetu, w chwili gdy pielęgniarka podawała przez telefon wewnątrz budynkowy moje dane.
-i co?-spytała Malwina gdy mnie zobaczyła.
-dobra wiadomość jest taka że nie mam raka-powiedziałam całkiem spokojnie. Strach eliminował ból.
-jak jest dobra, to jest i zła. Mów - Mito już nie był w za dobrym humorze.
-no, zła jest taka, że nie wie co mi jest. Mam to zanieść do położnej, i ona ma potwierdzić, lub obalić teorię, której puenty nawet nie znam.-pokazałam im zdjęcia.
-czyli to potwierdzi, lub obali moją teorię-skwitował Paweł.
-jaką?-wtrąciła się Dominika, ale mężczyzna nie odzywał się już do końca drogi do gabinetu położnej.
-oby to nie było to co myślę...-zdążyłam jeszcze usłyszeć jego głos, gdy wchodziłam do sali.
*************
no i to na razie na tyle.
Sorka że krótko... Ale chyba tak jak zawsze.
Przepraszam że tak długo mnie nie było.
Ale teraz... Sebastian stał się dla mnie bardziej odległą osobą niż kiedykolwiek.
Moja rzeczywista, racjonalna miłość do niego, zamieniła się w jednej chwili w miłość platoniczną.
Dokończę to, co zaczęłam, bo obiecałam to najważniejszym osobom w moim życiu.
Tj;
Domi$ka-wiesz że jesteś moją ulubioną kuzynką? Łączą  nas nie tylko więzy krwi, ale także miłość do Sebastiana.
MALINKA - Minuś... Jesteś dla mnie jak siostra, nie kuzynka.
Przeżyłam z Tb najwspanialsze lata mojego życia.
Jak udawałyśmy na środku ulicy że jesteśmy pijane, i bawiłyśmy się w "Fantonetko-nie wiem"
pamiętasz?;
"-hej nie wiem, masz dzisiaj czas?
-nie wiem
-a przyjdziesz na moje urodziny?
-nie wiem
-a co ty wiesz?
-nie wiem;*"
I na koniec SEBASTIANOWI
Bo bez niego tego opowiadania by nie było;*

środa, 26 września 2012

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI

-czy wy do reszty zgłupieliście?-stanęłam pomiędzy moim ojczymem i Malwiny.
Ktoś nagle mnie odsunął, a zaskoczenie wśród mężczyzn zniknęło, i znowu wrócili do bójki.
Zachciało mi się ryczeć, więc pobiegłam za altankę, i roztrzęsionymi rękoma wybrałam w telefonie numer Sebastiana.
-Seba, przyjedź, proszę!-szepnęłam do słuchawki.
-co, już nie możesz beze mnie wytrzymać?-zaśmiał się.
-Sebastian, oni znowu się leją, przyjedź do Malwiny na działkę!
-kto, znowu?! Jedziemy-mówiąc to rozłączył się.
Usiadłam na mokrej trawie i czekałam.
******************
-Nadja! Co jest?!-usłyszałam cudowny głos, którego nie słyszałam przez ostatnie 6 tygodni.
Zerwałam się na równe nogi, i zawiesiłam się Sebastianowi na szyi, i zaczęłam płakać.
-zabierz nas stąd, szybko-powiedziałam przez łzy.
-wszystkie dzieci do auta, już!-krzyknął mój ukochany, a ja wzięłam na ręce małego Wojtusia, półrocznego brata mojego brata <wiem, pokitrane, nie?> bobka, czyli Marcinka, rocznego synka mojego kuzyna, Artura, wziął Sebastian,
Malwina wzięła swoją siostrę, i mojego brata, a Dominika i Natalia, Fabiana i młodsze kuzynki, Olivie, i Julię.
Owszem, z tego rodzeństwa była jeszcze 17-letnia Magda, ale ona wolała zostać.
Bardziej uważa się za dorosłą, niż dziecko.
Poinformowałam o wszystkim moją mamę i mamę Malwiny, czyli organizatorki przyjęcia, gdzie będziemy, i wsiedliśmy wszyscy do busa, za którego kierownicą siedział Paweł.
Cały czas musiałam mieć na rękach  Wojtusia, nie wiem dla czego, ale uspokajał mnie.
-dobra, jakoś się zmieściliśmy.-powiedział Paweł, miejsc było tylko 9, a nas 11, dla tego Amelia siedziała na kolanach Malwiny, bobek na Natalii, Olivia Dominiki, a ja cały czas przytulałam do siebie Wojtka.
-Nadja, gdzie my wgl jedziemy?-spytała Natalia.
-zobaczysz-odpowiedziałam, ale sama nie wiedziałam dokładnie gdzie.
Dojechaliśmy na drugi koniec miasta, gdzie stał ogromny dom, otoczony zadbanym płotem, z wielką bramą wjazdową.
-nie wierzę, Seba, jak mogłeś mi to zrobić...-szepnęłam do mojego ukochanego.
Wiedziałam że jest zdolny do wszystkiego, ale żeby kupić dom, za... Nawet nie chcę wiedzieć ile, tylko dla tego, że mi się kiedyś podobał?
-uspokój się, Nadja... Chociaż taka wściekła ślicznie wyglądasz;*
-gdybym nie miała na rękach dziecka, dostałbyś po pysku-odpowiedziałam, gdy ten objął mnie.
-wiesz co?
-co?
-nasz w pysk.
Chłopak nadstawił mi policzek, a gdy nie reagowałam, wskazał na niego palcem.
Oburzona wyszłam z samochodu, i skierowałam się w stronę domu.
Ale gdy dotknęłam klamki, w dole brzucha przeszył mnie okropny ból.
Na szczęście w porę zjawił się Sebastian, i zabrał ode mnie Wojtusia, zanim ten wyleciał mi z rąk.
################
wiem, mało, i tak jakoś nijak.
A to wszystko przez moją pokitraną kuzynkę...
Jeszcze raz cię przepraszam Seba.
Wiesz  o co cho.
A inni niech się odwalą, bo jak czytam te coraz gorsze komentarze, to krew coraz bardziej cieknie z ran, które dopiero co się zagoiły...
Dziękuję tym dwóm, góra trzem osobom, które czyta, ale na pewno nie tym, co piszą mi te wszystkie pieprzone maile!
czekam na komcie;**
kicia;*

poniedziałek, 24 września 2012

...

Nowy blog o Biebsie! CZYTAĆ-POLECAM!!
http://kiiwii-story-bieber.blogspot.com/

środa, 1 sierpnia 2012

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY


A my w takiej nagannej pozycji...
************************************************
-co wy tu wyprawiacie?-spytała mama Sebastiana.
-nic, mamo, już nic...-odpowiedział mój chłopak, cały czerwony, i widać że zawiedziony tym, iż jego rodzicielka postanowiła wejść do domu właśnie w tej chwili.
Ja znacznie przeciwnie.
Cieszyłam się z tego że przyszła, i że nie mogliśmy... No wiecie,
(tak na serio to chyba pierwszy raz nie chciałam)
pobiegłam do sypialni, i zaczęłam się przebierać.
Musiałam założyć nową bieliznę, ponieważ ta, którą miałam na sobie, była całkiem mokra.
-Jesteś strasznie seksowna jak tak rozmyślasz...-usłyszałam głos Sebastiana.
-OGARNIJ, seba, proszę! Na serio spędzamy ze sobą za dużo czasu!
-i co teraz?
-wracam do domu-wygarnęłam.
-jeszcze miesiąc wakacji, nigdzie nie jedziesz!-chłopak nie był tym pomysłem zadowolony.
Podeszłam do niego, i mocno objęłam.
-Sebastianie, Andrzeju Rutkowski-zaczęłam-wiesz jak bardzo cię kocham, prawda?-pokiwał głową na TAK-ale musimy od siebie odpocząć.
I mi, i jemu napłynęły do oczu łzy.
-ale... Nie mówisz tego w sensie... Że zerwać, prawda?
-nie... Oczywiście że nie. Ale odpocząć owszem.
Choćby tydzień, dwa. Proszę.
-dobrze, skoro masz mnie dosyć...-osocze z oczu chłopaka jako pierwsze spłynęło po jego policzkach, aż po konciki ust.
-nie mam cię dosyć...-moja twarz również była mokra-po prostu, już i tak się nawzajem wkurzamy, nie można tego ciągnąć, bo któreś z nas wreszcie wybuchnie! Boję się Sebastian. O nas, o nasz związek, że on tego nie przetrwa!
-moja miłość do cb przetrwa wszystko, wiesz o tym i ty, i ja, i wszyscy... A co z Tosią?
-będziemy się zmieniać. Raz będzie u mnie raz u cb.
-dobra... Ale jeszcze wrócisz?
-kocham Cię...-ostatni raz go namiętnie pocałowałam.
To chyba mówiło samo za siebie.
Jasne że do niego wrócę.
Ale jeszcze nie wiem kiedy, i jak...
Może czasem wkurzał, ale kochałam go.
To było oczywiste.
Byłam w nim do bólu, nieskazitelnie, niepodważalnie, i pierwszy raz w życiu tak na prawdę, ZAKOCHANA............
******************
-słuchaj kochana-powiedziałam do mojej kuzynki-jak twój brat otworzy prezent, to się dowiesz. Ja ci nie powiem co jest w tym pudle. Za nic w świecie!
-no powiedz!-prosiła
-nie, nie, i jeszcze raz nie, minuś, błagam nie każ mi na siebie krzyczeć-obydwie się zaśmiałyśmy, bo każdy z tąd wiedział że za bardzo jesteśmy sobie bliskie żeby się kłucić.
Zazwyczaj nasze kłutnie to trwająca kilka minut wymiana zdań, i poglądów.
-Radek, kurcze, otwieraj ten prezent, bo wszyscy się niecierpliwią!-krzyknęła nasza przyjaciółka, Natalia.
Po chwili doszła do nas nasza kuzynka, od brata mamy Malwiny, Dominika.
Była tylko rok od nas młodsza.
-Nadja, powiedz mu, żeby otworzył prezent!-krzyknęła Amela, trzyletnia siostra Miny.
-zaraz, najpierw tort!-usłyszałam głos mojej mamy, wychodzącej z altanki (urodziny mojego kuzyna były na działce).
-dobra, no to tort-powiedziałam wyciągając aparat.
Ale zanim zdążyłam zrobić zdjęcie, świeczki były już zdmuchnięte.
-RADEK, NIE Zrobiłam zdjęcia debilu!

-czekaj, pozuję!-powiedział chłopak, i ustawił się w trochę dziwnym zestawieniu, co wyglądało jakby był pijany, i zamiast dmuchać świeczki, próbował je pocałować.
Uroku tej scence dodawały jeszcze jego ciemne okulary, w stylu elvisa presley'a, i włosy postawione na żel;)))
Zrobiłam zdjęcie, będzie miał Radzio pamiątkę na całe życie, i za każdym razem widząc to, będzie się śmiał.
-ok, teraz otwieraj paczkę!-nie wytrzymała Natalia.
Mateusz (mój brat) wziął ogromny karton (był naprawdę duży!) i dał go Radkowi.
Chłopak podziękował i postawił pudło na samym środku nas wszystkich, zaczynając siłować się ze starannie zawiązaną wstążką.
-daj, pomogę-powiedział Artur, najstarszy z pięcioosobowego rodzeństwa.
Wziął nożyczki, i przeciął wstążkę.
Radzio jakoś rozerwał (bardzo ostrożnie) papier ozdobny.
-o jezu! Karton! Dziękuję ciocia!- udawał strasznie podjaranego tym że dostał karton.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
Chłopak otworzył pudło i zamilkł.
-oo! Gazeta! Z... Biedronki!-znowu wszyscy zaczęli się śmiać, gdy mój kuzyn zaczął przeglądać gazetę z biedronki.
-i aktualna... Aga, będziemy się musieli przejść!-zwrócił się do swojej dziewczyny, która jeszcze chwila, i pokładałaby się tu ze śmiechu.
-dobra, nie owijajmy...-kontynuował-wow, styropian! Zawsze chciałem taki mieć!-i znów śmiech.
-spk, ok...-tym razem zamilkł.
Znalazł już w tym pudle tyle "prezentów", że tego się nie spodziewał.
Z dna tekturowego kartonu wyciągnął... Samochód na baterie!
Położył go na ziemi.
-jak mówiłem że chcę samochód to chodziło mi o duży... Ale ten jest o wiele lepszy! Aga, wsiadaj, jedziemy do bieronki!-wyciągnął z pudła gazetę, "usiadł" na samochód, i zaczął "jeździć".
Wszyscy mieli beke, puki ojczym Malwiny i mój ojczym nie zaczęli się kłócić...
################################
no to się trochę rozpisałam.
Wiem, zanudziłam, ale next bd lepszy.
Tam to dopiero bd się działo.
I nie chodzi o żadne bójki.
W następnym rozdziale odejdą dwie osoby, a przybędzie jedna, i to bd najwspanialsze, co człowiek może przeżyć.
A z drugiej strony...
Strach.
rozdział zadedykowany Malince, za to...
Za to że jest;)))
PS. nie, nie przesadzam;))) wiem co piszę, i owszem, jestem jego fanką i... dobra, bk<333.


poniedziałek, 23 lipca 2012

ROZDZIAŁ DWÓDZIESTY


-co robisz kotek...?-spytał Sebastian, stając za mną, gdy ja siedząc na sofie gryzmoliłam, jak to często robiłam, zanim rozpoczęły się wakacje.
-jeszcze niecały rok temu, marzyłam żeby cię poznać, a dzisiaj...-odwróciłam się i pocałowałam go prosto w usta.
-dzisiaj moja dziewczyna odwróciła świat do góry nogami...-tym razem to on mnie pocałował.
-wiesz, że nawet schudłam?-spytałam
-i nawet wiem przez co...-szepnął mi do ucha.
-taa... Przez to nie da się schudnąć... Chyba.
-co ty dziewczyno masz do seksu, to też sport, tylko milszy i łatwiejszy... Zobacz jakie mam bicepsy-chłopak podciągnął do góry rękaw, pod którym, niestety, nie było bicepsa.
-chyba na tyłku-walnęłam go żartobliwie w ramię, a On rzucił się na mnie.
-a chcesz się przekonać?
-nie, dziękuję-odpowiedziałam zrzucając go z siebie.
-jezu, co Ci jest?-Chłopak nie był z tego zadowolony.
-to nie mi coś jest, tylko tobie. Tobie chodzi tylko o jedno, nie?
-i co ci do tego, jestem facetem, mam do tego prawo-bronił się
-ale nie aż tyle, Sebastian! Zastanów się!
-a ty to co? Zawsze byłaś taka chętna, a teraz? Nagle Ci się odmieniło?!
-tak! Po prostu mi się nie chce, i tyle!-krzyknęłam wkładając do ust truskawkę.
-To tobie coś jest, Nadja, ogar... I jesteś gruba!-to ostatnie dodał z żartem.
-wiem że jestem gruba, nie musisz mi tego mówić-rzuciłam w niego truskawką.
On zareagował gwałtownie i wziął na ręce.
-co ty robisz, maniaku jeden!-wrzasnęłam gdy chłopak wszedł ze mną do łazienki, i postawił mnie w brodziku.
-co ty...-nie zdążyłam dokończyć, gdy Seba odkręcił zimną wodę.
-mógłbyś chociaż odkręcić ciepłą, a nie!
-przy tobie i tak się ugotuję...-szepnął ściągając ze mnie mokrą koszulkę.
Nie byłam temu przeciwna, bo i tak bym musiała to zrobić, a tak, on mnie wyręczy.
Gdy rozebrał mnie do bielizny, a jego czujność przygasła, odepchnęłam go, i wybiegłam z łazienki.
A ten debil za mną.
Dogonił mnie dopiero w przedpokoju, koło drzwi wejściowych.
Nie miałam żadnej drogi ucieczki.
Znów wylądowałam w jego ramionach.
Oplotłam obydwie nogi wokół jego bioder, tak, że teraz on utrzymywał cały ciężar mojego ciała.
Chłopak oparł mnie o ścianę, i znów zaczął namiętnie całować.
Gdy zaczął mi się dobierać do stanika, zamek w drzwiach strzelił, a do mieszkania weszła mama Sebastiana.
Ups...
A my w takiej nagannej pozycji;)))
************
no, nareszcie napisałam!
I teraz znowu bd pisać na poczekaniu, a nie mam weny więc...
Czytajcie, kocham was koziołki***

poniedziałek, 9 lipca 2012

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY


-wiesz co?-spytałam, gdy Sebastian leżąc za mną, gładził dłonią moje włosy.
-hmmm...?-mruknął.
-na serio chcę se powiększyć biust...-powiedziałam to cicho, bo znałam jego odpowiedź, na to, co nie było pytaniem.
-mi się podobasz taka jaka jesteś, i myślałem że to już rozumiesz...
Przymknęłam oczy, myśląc o tych chwilach, w których to udowadniał...***
-czyli... Dla cb jest ok?-upewniłam się.
-NO, BA...
-ale mogłoby być lepiej...-znów zaczęłam to swoje gadanie.
-JESUS... Dziewczyno ogar, albo...-tu się zatrzymał, słysząc pukanie do drzwi.
Zaśmiałam się, owijając się się kocem, który ściągnęłam z Sebastiana.
Podeszłam do drzwi, i nie wiedząc co robię, otworzyłam je.
-ups, chyba przyszłem nie w porę...-powiedział Paweł penetrując mnie całą wzrokiem.
-nie, dobra, czekaj chwilę, i nie wchodź na razie...-skończyłam to mówić będąc już w salonie i naciągając na tyłek spodnie.
Seba był już ubrany, bo pomyślał o tym już, gdy ja poszłam otworzyć, i gadał coś z Mitem na przedpokoju.
-KOTEK, można już wejść?-krzyknął mój ukochany.
Pierwszy raz użył na mnie określenia per "KOTEK"...
Coś tu jest nie tak...
Podeszłam więc do niego z nożem w ręce, przykładając mu ostrze do gardła, i próbowałam jak najbardziej wiarygodnie powiedzieć:
-KIM TY JESTEŚ DRANIU I CO ZROBIŁEŚ Z MOIM CHŁOPAKIEM!?
Widziałam że obydwoje się wystraszyli, pomęczyłam ich jeszcze minutę samym wzrokiem, po czym nie kontrolowanie wybuchłam śmiechem.
Chłopaki dopiero po następnej minucie zorietowali się że to był żart, i też zaczęli się śmiać, tyle że trochę nerwowo.
Po krótkiej chwili, zupełnie nagle, przestałam się śmiać.
-chce ktoś korniszona?-spytałam, całkiem poważnie, a oni znów zaczęli się śmiać.
-ale ja poważnie mówię...-szepnęłam przez zaciśnięte gardło, do oczu naleciały mi łzy.
-ty tak na poważnie...?-spytał Paweł.
Pokiwałam głową na tak.
-aha...-mężczyźnie coś się we mnie nie podobało, a najgorsze że nie wiedziałam o co chodzi.
-I co, będzie ta trasa?-zwrócił się do Sebastiana.
-jaka trasa, powinnam o czymś wiedzieć, Seba...-wiedziałam co to znaczy jechać w trasę.
Seba jedzie w trasę=0 kontaktów z nim, no oprócz telefonu i Facebooka, na którym od dwóch miesięcy jesteśmy oficjalną parą.
-to jeszcze nie ustalone, ale...
-SEBASTIAN!-przerwał mu Paweł.
-KURWA, Mito, to Nadja! Ona może wiedzieć!-chłopak pierwszy raz przeklnął przy swoim menago.
Paweł naprawdę coś we mnie wyczuwał...
A jak to coś złego...?
################
hue hue hue
marzenia...
Trochę za daleko one czasem wywiewają, bo moje aż do Jeleniej Góry:)
zaraz koniec roku!
No Ba...
Ja niemogę, dopiero początek a tu już koniec, kurwa, krótka piłka, i wiadomość dla niedowiarków:
Sebastian Rutkowski,
Olaf Bressa
oraz
The Pupils
w Malborku1 września!
<3.
Kocham Cię Seba, i tych co czytają i... Cb Wikuś!
<no Olafa może nie bd, po tym wszystkim... WIECIE...>

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY


-W ragby,kurwa grasz baranie jeden?!-krzyknął Sebastian.
Znowu musiałam znosić jego wrzaski, tym razem byliśmy u Pawła z Olafem, więc niczym nie zaradzę, tak jak ostatnio***
Mogę jedynie wyjść z domu.
No tak, jeszcze to mi zostało, wyjść, i przeczekać mecz.
Ubrałam bluzę i buty w kuchni, i niezauważona wyszłam z mieszkania.
Poszłam do sklepu, i kupiłam sobie cole.
-spoko-odezwałam się sama do siebie, i poszłam tam, gdzie mieści się w Poznaniu strefa kibica.
To co tam zobaczyłam przewyższało moje wszelkie wyobrażenia Euro.
Ludzie, gdyby mogli, zabijali by się.
Polska i Rosja.
Rosjanie cały czas faulowali.
Zamiast oglądać to, co działo się na boisku, i ludzi bijących się przed telebimem, założyłam na uszy słuchawki.
-to jest czas, który jednoczy nas... Wielka siła naszych połączonych serc... To jest czas, który nadzieję da...-podśpiewywałam sobie pod nosem, idąc z powrotem do domu Mita.
-ej, młoda, co ty tu tak sama robisz?-usłyszałam nieznajomy męski głos za sobą.
Odwróciłam się aby zobaczyć kto to, było ich trzech, dwuch czarnych i blądyn.
Przyspieszyłam kroku, kierując się w alejkę, z której wychodzi się na ulicę Pawła.
W alejce były dwa takie niby skrzyżowania, a w jednym z nich zniknęli ci chłopacy.Lecz gdy odwróciłam się z powrotem do przodu, zobaczyłam że stoją przede mną, a kiedy chciałam uciec do tyłu, zatrzymała mnie kolejna trójka.
To byli jacyś pseudo kibice, i to pijani w trzy dupy.
-nie bój się kotek, my Ci nic nie zrobimy... No może...
-I OWSZEM...-dokończył za kolegę blądyn.
-dobra Adam, kończmy to już, muszę wrócić przed żoną-śmiał się drugi.
Zaciśnęłam w ręce torebkę, aby móc się bronić, choć i tak wszyscy wiedzą, że nie znam nawet podstaw samoobrony.
-dziunia...-szepnął jeden, miałam wyczulony słuch, przez strach który mnie ogarniał.
Stałam tak w bezruchu, nie mogąc nawet krzyknąć, przez zaciśnięte gardło.
Nagle zza rogu wybiegł chłopak, wyglądający na 13, 14 lat, na początku go nie rozpoznałam, ale kiedy zaczął okładać mężczyzn swoim karate, rozpoznałam w nim coś z małego chłopca w warkoczykach.
JADEN SMITH!
W polsce był Jaden!
I to w poznaniu!
I pobił moich napastników, nie mogłam w to uwierzyć!
Tylko parę centymetrów dzieliło mnie od gwiazdy Karate Kid, a ja stałam w bezruchu, i nie mogłam nawet nic powiedzieć.
Wiem tylko że w pewnej chwili chłopak pociągnął mnie za rękę, wyciągając z ciemnej uliczki.
-dzięki-szepnęłam
-what?-spytał.(ang. co?)
-aaa... Ty nie mówisz po polsku...-powiedziałam po angielsku.
-no, nie-odpowiedział w tym samym języku.
-no to... Dziękuję...
-nie ma za co, muszę lecieć.
-spoko, pa...
-pa-rzucił i pobiegł, niewiem w którą stronę.
NIKT MI NIE UWIERZY!
*************
może być?
Nie wiem, dla mnie spoko, ale sama to napisałam, więc moje zdanie się nie liczy, więc proszę o szczere opinie.
Błagam!
Komentujcie!
I do Cb Sebastian, pisałam już do facetki z domu kultury, i może coś załatwi!
Bosko!
I dosko się czuję
i wszystko kapuję
i na lekkiej fazie
wciąż trybię i jarzę...
DOSKO!
Dosko dosko
Kicia<3.

niedziela, 24 czerwca 2012

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY


-zastanawiam się, czy sobie nie powiększyć piersi...-powiedziałam oglądając się w lustrze, coraz bardziej znirzając dekold nowej sukienki.
Pierwszy raz od ponad godziny, Sebastian oderwał wzrok od meczu.
-spróbujesz, a nigdy cię więcej nie dotknę...-powiedział, i wrócił do oglądania Euro, które mnie wogule nie interesowało.
Miałam głęboko w dupie to, czy wygra polska, czy Grecja.
-gdybyś mnie chociaż dotykał...- zirytowałam się.
-a nie?-spytał bezmyślnie gapiąc się w ekran.
Stanęłam między nim i jego pieprzonymi chipsami na stoliku a telewizorem, opierając się o stół i patrząc mu głęboko w oczy.
Myślałam że coś tym wskuram, ale nic z tego.
Chłopak jedynie lekko mnie odsunął.
-Sebastian, jestem w ciąży!-skłamałam.
-fajnie-też się nie otrząsnął.
Ktoś nagle zapukał do drzwi.
-seba, przyjechała Madonna i prosi cię o autograf.-powiedziałam otwierając drzwi.
-przynieś lepiej tą pizzę!-odkrzyknął mi.
-taa... Jasnowidz...-szepnęłam wydobywając z torebki portwel, i płacąc kolesiowi za 2 pizze które zamówił mój chłopak.
Pokroiłam jedną na małe kawałki, z czego jeden włożyłam do pudełka, które zamknęłam, jakby nigdy nic, i zaniósłam Sebie.
-podlizucha-powiedział i "w nagrodę" klepnął mnie w tyłek, abym się odsunęła.
Udawałam że się cieszę, ale w duszy aż płonęłam ze złości.
Wbiegłam do góry, do pokoju Tosi, po drodze zabierając ze swojego pokoju kosmetyczkę.
-tośka, wstawaj, matce się nudzi-powiedziałam wciągając dziewczynkę z łóżka.
-NADJA, GDZIE MOJA PIZZA?!-usłyszałam z dołu.
-ups...-szepnęła Tosia.
-nie ups, tylko zabawa, dawaj!-powiedziałam biorąc z kosmetyczki lakiery-biały-kolor czystości zamiarów, oraz-czerwony-kolor krwi oddanej za ojczyznę przez polaków.
Pomalowałam paznokcie najpierw Tosi na biało-co drógi, a resztę na czerwono.
Ze swoimi zrobiłam tak samo.
Potem wróciłam do sypialni, szperając w rzeczach Sebastiana, wynalazłam koszulkę Euro z biedronki <hue hue>
Założyłam ją na siebie, była lekko przydługa, ale przynajmniej nie zasłaniała całych pośladków.
I <bardzo> krótkie spodenki, takie jak miała dziewczyna w teledysku Biebera (boyfrend).
Czerwone buty na wysokich szpilkach, i czapkę z daszkiem biało-czerwonych.
Gdy wróciłam do pokoju Tosi, ona znowu spała, a ja nie byłam aż tak zdesperowana, aby ją znowu budzić, więc zgasiłam jej tylko światło i przymknęłam drzwi.
Po cichu, starając się aby obcasy za bardzo nie stukały, zeszłam na dół, i tym razem stanęłam za sofą, zakrywając chłopakowi oczy.
-co Ty robisz, Nadja, przez cb nie zobaczę czy strzelił karnego!-wrzasnął, ale nie wyrywał się.
Pochyliłam się tak, że udało mi się pocałować go w usta.
Mój błyszczyk jednak mu smakował, bo przyssał się do mnie jak pijawka.
Obeszłam sofę do okoła, nie zdejmując rąk z oczu Sebastiana, i usiadłam mu na kolanach, przodem do niego.
-odkryj mi oczy-poprosił.
-to powiedz że mnie kochasz-powiedziałam mu cicho do ucha.
-kocham cię...-szepnął, a ja zdjęłam mu ręce z oczu.
Już go nie interesował mecz***
***
no to się już trochę rozwija...

Sorry, Seba, jeśli uraziłam cię tym rozdziałem, ale jak widać nie mam weny, a jak nie mam weny to sięgam po środki specjane, czyli to co widać.
I macie swoje, baby, i nie męczcie mnie więcej, bo i tak nie będę nic opisywać ze szczegółami.
A ty, Basiu kochana, jesteś bardziej zboczona od większości facetów, proponując mi żebym poprosiła Sebastiana aby to opisał.
Tak, jedna kolesiówa mi napisała maila, abym napisała do sebastiana, aby opisał to swoimi oczami.
To jest nienormalne!
Taka głupia jeszcze nie jestem!
Ok, nie piszę więcej bo jadę autem, i wolę słuchać Bednarka, niż pisać stopki, papa!

środa, 6 czerwca 2012


Poczółem na gardle coś zimnego...
A gdy się odwróciłem, zobaczyłam, że uśmiech Nadji, zmienił się w strach, plastikowy nóż którym mnie "zaatakowała" wypadł jej z ręki.
-Nadja...-próbowałem ją pocieszyć równocześnie szukając telefonu, który mi spadł.
Dziewczyna opadła na kolana, biorąc na ręce Tosię.
Wykręciłem numer alarmowy, i czekałem na najgorsze...
***NADJA***
Nie spałam.
Nie jadłam.
Tosia jest w śpiączce, od czterech miesięcy, nie wiem co mam ze sobą począć...
Nie robię nic, tylko leżę i co jakiś czas lecę do łazienki żeby (puścić pawia, bue).
-Nadja... Chcesz coś do jedzenia?-spytała mama
-ogórki-jedno słowo wystarczyło aby wyszła z pokoju.
Ok, to jedyne co jadłam.
Ogórki korniszone, od czasu do czasu lody.
Nie potrafię żyć, wiedząc że Tośki nie ma.
Znaczy się, jest, ale nie wiadomo kiedy się obudzi.
Wystarczy tylko jeden mały błąd, a... UMRZE...
Nie chcę o tym myśleć, wystarczyło że usłyszałam w swojej wyobraźni to słowo, a poleciałam do łazienki, wiadomo po co.
-yyy...-w drzwiach stanęła moja mama.
-mamo...idź sobie...-szepnęłam zjeżdżając po ścianie w dół.
-Sebastian przyjechał...-powiedziała cicho i poszła.
Odrazu wróciła mi chęć do życia.
Umyłam szybko zęby, i ogarnęłam się w pięć minut, dwa razy szczotkując włosy, gdy ktoś mnie złapał od tyłu w pasie.
Gwałtownie się odwróciłam, całując Sebastiana prosto w usta.
-co za cudne powitanie...-szepnął tuląc mnie jeszcze bardziej-nie mogłem bez cb wytrzymać wiesz?
-a myślisz że ja nie?! Debilu, jak mogłeś mnie zostawiać, wiedząc w jakim stanie jestem?!
-przepraszam, Nadja, uspokuj się...-powiedział widząc moje roztargnięcie.
Łzy ciurkiem leciały mi z oczu, i nie chciały przestać.
Przytuliłam się do mojego ukochanego i stałam tak, szlochając.
-dzisiaj mają ją wzbudzać...-szepnął mi do ucha, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę.
-mam sobie to za złe...-powiedziałam gdy wreszcie ogarnęłam co powiedział, chociaż i tak rozumowałam teraz strasznym mułem.
-co?
-co, co?
-co nasz se za złe?
-to że nie pozwoliłam jej mówić na siebie mamo...-znowu się popłakałam.
-Nadja... Kocham Cię... I nigdy nie przestanę, wiesz?
-kiedyś przestaniesz, wierz mi...
-nigdy...
################################
oooooooooo....
Is it big big world...
To jest wielki wielki świat...
Tak łatwo się w nim zgubić...
Up Up Up Up Up Up Up Up...
WIDZICIE? NAPISALAM, TAK JAK OBIECALAM, TAK JEST!
Seba, mam pomysł, nagraj Up, Justina Biebera!!!!

wtorek, 22 maja 2012

sorrry, nie liczę...


******oczami Antosi******
-is used... Used... Used... Ouoh...- tata śpiewa bosko!
No tak... W końcu to mój tatuś.
Nie!
Tośka, wybij se to kurcze pieczone z głowy!
To jest Sebastian Rutkowski, nie twój tata.
Ale mama... To znaczy Nadja, powiedziała, że dzisiaj jest wyjątkowy dzień.
Ale nie był, cały czas przypominały mi się urodziny z moim tatą.
On jest teraz w niebie.
Mamusia też tam jest.
I też chcę tam być...
Do oczu napłynęły mi łzy.
Tata-ten prawdziwy-mówił że mama chciała się zabić, ale lekarze ją wyratowali.
Najpierw się cięła, ale ja nie wiem o co chodzi, więc tego nie zrobię.
Potem chciała skoczyć z mostu, ale tu nie ma mostu, więc to też odpada.
Wszyscy byli zafascynowani koncertem Seba, więc bez trudu weszłam nie zauważona do domu, i poszłam do pokoju Nadji i Seba.
W szafce miała tabletki, takie co usypiają.
Mówiła, że bierze je co wieczór, żeby zasnąć, a jak się jej pytam po co ona chce zasnąć odrazu jak się z Sebą położą, to mówi:
"-żeby mnie nie ciągało"
a jak pytam się co to znaczy, ona na to że dowiem się kiedyś.
Pamiętam raz, że powiedziała, że jak weźmie się ich za dużo, to się zaśnie, i już się nie obudzi, czyli że się umrze.
A jak się umrze, to się pujdzie do nieba.
A tam są moi rodzice.
A ja chcę być przy nich.
Czyli układanka ułożona.
Wystarczy że połknę parę tych kapsułek, i będę z mamą i tatusiem w niebie.
Otworzyłam pudełko i wyciągnęłam jedną tabletkę.
Ale to pewnie za mało.
Nadja bierze dwie, i nic jej nie jest.
Wysypałam wszystkie tabletki.
Ale nie miałam czym popić, więc poszłam do kuchni, gubiac po drodze leki.
Otworzyłam drzwi do lodówki.
Pierwsze co rzucało się w oczy, to przezroczysta butelka z młodą parą w serduszku na nalepce.
Pomyślałam, że może to jakiś eliksir miłości, i że Seba daje go Nadji, albo na odwrót, żeby któregoś z nich nie zaczęło ciągać, bo to chyba coś złego.
Wzięłam butelkę, i wsypałam całą zawartość mojej dłoni, popijając tym, co było w butelce.
Ostatnie co słyszałam, przez mgłę, to tłóczone szkło...
****SEBUŚ****
skończyłem śpiewać, i podeszłem do Nadji, obejmując ją w pasie.
Widziałem, że Tośka pobiegła do domu, pewnie nie chciała płakać ze szczęścia przy swoich gościach.
-Seba... Ile masz lat?-spytała Nadja, byłem pewny że to wie.
-w listopadzie piętnaście, a co?
-a ja? Sebciu, ile mam lat?-spytała jeszcze bardziej pieszczotliwie.
-w czerwcu czternaście, kochanie, czy ty przypatkiem nie nałapałaś się amnezji...-nie byłem pewny czy tym da się zarazić, ale plotłem co mi ślina na język przyniesie.
-a Tosieńka?
-aaaa... Już wiem o co chodzi... Dzisiaj kończy pięć latek.
Dziewczyna zaśmiała się, i pocałowała mnie.
Ale ta faza, nie trwała zbyt długo.
Najnamiętniejszy pocałunek w moim życiu, przerwał trzask rozbijanego szkła ze środka domu.
Pobiegłem szybko w stronę dźwięku, czyli do kuchni.
Na podłodze leżała Tosia, lodówka była otwarta na ościerz, a po podłodze walały się tabletki nasenne mojej dziewczyny <nie wiem po co je bierze, ale myślę że to wiąże się z pytaniem Tośki, które mi ostatnio zadała: tato, co to jest ciągota?> i szkło z pobitej butelki po weselnej wódce moich wujków, którą dostali moi rodzice.
wyciągnąłem komórkę, i miałem właśnie zadzwonić na pogotowie, kiedy poczółem na gardle coś zimnego...
################
ok, zgadywać laski, i chłopaki, I SEBASTIAN który zalicza się do innej grupy, a mianowicie, najseksowniejszy człowiek na ziemi, co wymyśliła moja kochana kuzynka, zgadywać co On <a może lepiej Ty Seba> poczół/eś na szyi.
Trudno to pisać wiedząc że to czytasz Seba, bo próbuję wszystko dostosować, abyś się nie obraził, ale piszę to tylko dla Cb, więc, jak Ty nie czytasz, to nikt nie czyta, bo jak nie jestem pewna że to czytałeś to nie mam weny żeby wgl coś pisać...
Uff... Godzina 2.52,
piszę na telefonie, i muszę kończyć, bo znaki mi się kończą, a oczy same zamykają, ale jak pisała jedna z fanek teggo bloga, jak jest wena, to nie ma zmiłuj...
Lovciam, pa pa

rozdział... wiecie że nie pamiętam?!


-to jest czas, który jednoczy nas... Wielka siła naszych połączonych serc...-słuchałam tego przez dobre trzy minuty.
Drzwi do łazienki były lekko uchylone, a gdy głos Sebastiana ucichł, wstałam z łóżka, i otworzyłam je jeszcze bardziej.
Sebastian stał w samym ręczniku przed lustrem, i przeczesywał ręką mokre włosy.
Jego wygląd sprawił, że przez chwilę zapomniałam jak się oddycha.
Po kilku sekundach zorietowałam się, że patrzę na niego wzrokiem tak porządliwym, jakim jeszcze nigdy dotąd na nikogo nie patrzyłam.
Odwróciłam się na pięcie, i złapałam za klamkę, gdy Seba, złapał mnie od tyłu w pasie.
W jednej chwili odwrócił mnie przodem do siebie, i jednym sprawnym ruchem rozpiął moją sukienkę.
Po chwili, stałam w samej bieliźnie, i wystraszona przywierałam do ściany.
-SEBA, GDZIE MOJA SUKIENKA!?-uratował mnie krzyk Antosi.
Wykorzystałam chwilę nieuwagi ze strony chłopaka, i wybiegłam z łazienki.
*************
-Co się stało kochanie?-spytałam dziewczynkę.
-nie wiem gdzie moja sukienka... A gdzie twoja?-spytała patrząc na mój strój.
-zaraz się ubiorę i poszukamy razem, co?
Z łazienki wyszedł Sebastian i rzucił mnie moją sukienką, którą zostawiłam pod jego nogami dwie minuty temu.
-TATO!-krzyknęła Tosia, ale w tej samej chwili drzwi zatrzasnęły się za nim z hukiem.
Małej poleciały łezki.
Ubrałam z powrotem sukienkę, a Tośce taką samą, tylko fioletową, i dużo mniejszą, oczywiście.
Wyszłam z domu, na podwórzu stał mój chłopak.
-Przestań, jak ty się zachowujesz?!-próbowałam krzyczeć, ale przez zaciśnięte gardło wychodził tylko syk.
-normalnie, weź już przestań mnie za wszystko obwiniać, co?-łzy stanęły mu w oczach.
-przepraszam...-szepnął, tuląc mnie do siebie.
-z...-chciałam spytać "za co", ale się domyśliłam-nie, to ja przepraszam, nie powinnam się tak peszyć...
-to nie twoja wina, nie obwiniaj się,  Nadja...
Zaczęłam płakać  razem z nim, nie wiedziałam w tej chwili co mam zrobić.
Zastanawiałam się o tych paru sekundach niepewności w łazience, przypomniałam sobie co wtedy myślałam:
"zrobić to, czy nie...?"
################
sorrrrrrrry!
Próbowałam coś przedłużyć, ale się nie dało....
I wiecie co?
MAM WAS W DUPIE.
Wszystkich tych, co dodają zjebane komenty.
Ten rozdział dedykowany Ani...
ANN, JESTEŚ boska.
Tak, ty! TY DZIĘKI KTÓREJ MAM PO Co odwiedzać stare kąty.
Niedługo przyjadę!
I ty, właśnie dodajesz mi weny!
DZIĘKUJĘ.
KICIA<3.
Ps. Wiersz od mojej kol:
"Jesteś moim bogiem,
bez cb żyć nie mogę,
tylko tyś jest ważny,
tylko mógłbyś być bardziej poważny..."
Heh, bay!

piątek, 11 maja 2012

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

-hahahaha!!!!-nie mogłam przestać się śmiać, gdy wreszcie zrobiłam zdjęcie Pawłowi...z zaskoczenia!











HUE HUE HUE!
-z czego się tak śmiejesz?-spytał Sebastian podchodząc do mnie.
pokazałam mu zdjęcie, a on nadal się nie śmiał.
-nie kumam-powiedział.
-kum kum! sama je zrobiłam!
-aaa! hahahaha, wierzyłem że Ci się uda-mruknął-Olaf, wisisz mi dwie dychy, Nadja zrobiła fote Pawłowi!-krzyknął do Olafa, który wprosił się na przyjęcie Antosi<znaczy się, nie jestem pewna, może ktoś go zaprosił, ale na pewno nie ja>
-na razie nie mam jutro Ci oddam!-odkrzyknął tamten.
-Masz mi to oddać kłamczuchu, i tak mi wisisz za poprzedni zakład!-Seba nie dawał za wygraną.
-nie pamiętam żadnego zakładu...-Olaf próbował się wymigać
-Ja Ci zara dam nie pamiętam!-krzyknął Sebastian i rzucił się na niego.
Dopiero po chwili, wystraszona zoriętowalam się że to dla nich zabawa, i że zachowują się jak niedojrzale kretyny.
-Paweł, uspokój ich!-krzyknęłam do ich menagera.
-co? robienie mi zdjęć jest fajne?
-przepraszam, wykasuję je, ale uspokój ich, puki się jeszcze nie pozabijali!
-Ale najpierw mi je prześlesz, nawet nieźle wyszedłem...
-Dobra, ale USPOKÓJ ICH!!!
-spokój chłopaki, dosyć tego-Mito wreszcie wstał ze swojego krzesła plażowego, a ja oczywiście go podsiadłam, biorąc jego smartphone'a.
Byl zalogowany na Facebooku, więc dla zgrywy wsadziłam mu jego zdjęcie które zrobiłam.
BYŁ WŚCIEKŁY...
*************************************
Sorrrrry!
za to że tak krótko i bez sensu, ale nie mogę dodać żadnego sensownego i długiego rozdziału, puki mój ojczym nie odda mi telefonu, na którym w notatniku mam wszystkie rozdziały.
sorka... kocham was <tych co czytają i im się podoba, nie tych którzy czytają, aby mieć bekę >
I oczywiście CB Sebastian.
zapraszam na bloga sebcia, to pisze na SERIO ON!
LOFCIAM!

czwartek, 26 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ DWUNASTY


-balony!-krzyknęła Tosia
-i czapeczki-ja też się przyłączyłam do wesołego wymieniania.
-i piniata, musi być piniata!-Tośka nie mogła się powstrzymać, aby dotknąć papierowego jednorożca z cukierkami w środku.
Sprawdziłam cenę.
-nie, to jest za drogie...-piniata kosztowała sto dwadzieścia.
-ej, mówiłem, cena nie gra roli!-podszedł do nas Sebastian.
-normalnie, zaproszą nas do programu z TLC szalone kinderbale.
-tak. Masz rację. Ale jak ona chce piniatę, to niech będzie. Dawno nie jadłem cukierków z piniaty.
Zaśmiałam się tylko.
-wiesz... Pierwszy raz to cena nie jest najważniejsza. Mama mnie uczyła że tylko na nią trzeba patrzeć.
-a mnie uczyła żeby iść za marzeniami, więc i ja będę tego uczyć-przybliżył się do mnie tak, że stykaliśmy się nosami.
Ale odepchnęłam go.
Tyle mi wystarczyło.
Przeszłam do następnej alejki, i stanęłam na środku.
Czułam się jakbym była w krainie zabawek.
Było tu wszystko, od szmacianych lalek, po szczekające psy roboty włącznie.
Tuż po mnie wszedł Sebastian.
-gdzie Tosia?-spytałam
-znalazła jakiegoś psa, i się z nim bawi. Wiesz jak ona mówi na shipsu?
-jak?
-mop-zaśmiał się
-tak?-nie byłam zdziwiona-ja na nie mówię szczotka do podłogi, ale mop też może być.
-kiedy?
-co, kiedy?
-kiedy masz zamiar wyjść z tego sklepu.
-jak wszystko znajdziemy...
*************
-ok, to na serio trafi do szalonych kinderbali...-byłam w szoku.
To, co wykombinował Sebastian, przewyższało wszelkie wymagania.
-o co Ci chodzi, to tylko domek na drzewie.-chłopak objął mnie od tyłu.
Odwróciłam się do niego i odepchnęłam.
-domek na drzewie? To jest ZAMEK na drzewie!
-no co? Myślisz że jej się spodoba?
-nie! Nie rozumiesz że ona... No, ona jest za mała na takie coś!
-nie wybrzydzaj, i tak jest mniejszy niż powinien.
-on ma dwa piętra!
-no, dobra, dobra, poddaję się!-uniósł ręce do góry-ale zostaje?
-tak, zostaje.-stwierdziłam wreszcie że z nim nie można się kłócić.
Poszłam sprawdzić jak chłopaki radzą sobie ze stołami.
-ej, Andrew! <czyt. Endrju>
-kitty, nie wtrącaj się, to męska sprawa!-krzyknął andrzej-nie babska jak twojego kochanka!-zaczęli się śmiać.
Patrzyłam na nich ze złością tak, jakbym chciała sprawić, że ta część stołu którą niesie, spadnie mu na nogi.
I tak, jakby na zawołanie, ze śmiechu wypuścił go, i zaczął wyć z bólu, masując sobie obolałą stopę.
Przez krótką chwilę nie mogłam przestać się śmiać.
Po chwili ktoś złapał mnie od tyłu w pasie.
Przez chwilę ucichłam ze strachu, ale po niej, zorietowałam się że to Sebastian.
-kocham Cię, wiesz?
-jeszcze się pytasz?-odwróciłam się, i wtuliłam w jego tors.
Nie przeszkadzało mi, że jest ode mnie wyższy o głowę, albo nawet więcej, ani to, że czasem zachowywał się jakby był mądry inaczej.
Był mój, i to było ważne.
-też cię kocham...-szepnęłam, i wpiłam się w jego wargi, jakby świat poza nami nie istniał...
################
ups.
Pisałam już, że czekam na twoją płytę Seba?
Masz ją nagrać, i to jak najszybciej!
Moja ciocia tylko czeka żebym jej zaproponowała prezent dla siebie.
spoko, dziś ostatni dzień testów, życzę wszystkim trzecioklasistom powodzenia... omg... dzisiaj mam anglika, Borze, zmiłuj, dlaczego w naszej szkole pierwsze klasy piszą próbne a w innych nie...
Jezu...
lovciam, papa

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

rozdział 11


Nagle coś wybudziło mnie ze snu, jakiś wrzask.
Wpadliśmy w poślizg, usłyszałam strzały, które pojedynczo trafiały w nasz pojazd.
-co się dzieje?!-wrzasnęłam, myśląc że już po mnie.
-nic, trzymaj się mnie, proszę, nie rób nic głupiego!-odpowiedział Sebastian, był równie, a nawet bardziej, wystraszony jak ja.
Samochód o coś walnął i zatrzymał, a ja mocniej wtuliłam się w Seba.
Nie wiedziałam co się dzieje, tylko tyle, że tuż przy moim prawym uchu, powietrze przeciął srebrny pocisk.
Nie miałam nic przeciwko świeżemu powietrzu, ale drzwi były wgniecione, a Paweł był nieprzytomny, oczywiście to on kierował.
Czułam jak tracę grunt pod nogami.
Nie wiedziałam co się dzieje, i powoli traciłam świadomość.
*****
-Nadja, błagam, nie zostawiaj mnie!-usłyszałam stłumiony głos-błagam Nadja!
Chciałam mu powiedzieć, że nic mi nie jest, ale nie mogłam, cały czas byłam podłączona do aparatury, która wydawała takie głupie pipanie.
Chciałam zostawić to wszystko i umrzeć, skończyć cierpienie.
-Nadja, kocham Cię...-szepnął Seba przez łzy które czułam, jak spływają po moim policzku.
Miałam po co żyć, miałam Dla Kogo Żyć.
*****SEBUŚ*****
Nie chciałem aby jej się coś stało.
To moja wina, niepotrzebnie ją wyciągałem z domu, wkońcu miałem jechać sam.
-Nadja, kocham cię...-szepnąłem.
Była nieprzytomna, ale i tak musiałem to powiedzieć.
Moje łzy kapały wszędzie.
Wiedziałem że nic jej nie będzie, ale czułem się winny że zemdlała.
Po chwili, nie zwarzając na nic, pocałowałem jej zimne usta.
Usłyszałem nad sobą że maszyna nade mną wydała jeden podłużny syk.
-co sie...-nie zdążyłem nic powiedzieć, a maszyna przybrała swój normalny bieg.
-co się stało?-spytała młoda pielęgniarka, która weszła właśnie na salę.
-nie wiem-odpowiedziałem całkiem szczeże.
-możesz wyjść? Lekarz chce zrobić badania-powiedziała miło.
Nic na to nie rzekłem, tylko wyszłem.
W holu czekał Mito, miał gips na ręce.
Chyba jako jedyny wyszłem z tego cały.
-przepraszam-powiedział-gdyby nie zaczęli strzelać... Tam zawsze strzelają.
-dobrze że nic jej się nie stało, wiesz że bym cię zabił, nie?
-kołek w serce? Z wielką chęcią-zaśmiał się.
Mnie też trochę tym rozśmieszył.
-gdzie teraz idziesz?-spytał, gdy zacząłem zmierzać do drzwi.
-muszę się przewietrzyć-odpowiedziałem i wyszedłem z budynku bez żadnych skrupułów.
*******
szedłem dalej, zaciemnioną uliczką Krakowa, tuż obok kapliczki.
Nie wiedziałem co mam ze sobą począć.
Chodziłem tak z pół godziny, nie wiedząc gdzie iść.
Miałem dosyć, moja cierpliwość się kończyła.
Zadzwonił mój telefon.
Wystraszyłem się, ale gdy wreszcie się zorietowałem że to z mojej kieszeni, odebrałem.
-mogę wyjść!-głos po drugiej stronie był zachwycony, tak samo jak ja.
-zaraz jak wyjdziesz jedziemy coś kupić na kinderbal-odpowiedziałem.
-co?-Nadja nie wiedziała o co chodzi.
-Zapomniałaś? No tak, nikt Ci nie mówił, Antosia ma jutro urodziny, kończy pięć lat.
-ja... Przyjeżdżaj po mnie, i to natychmiast-zaśmiała się-mamy trochę do załatwienia...
**********
sorry!
Przepraszam, to jest naprawdę trudne tak pisać.
Ale ok, następny rozdział będzie chyba dłuższy i bardziej z sensem.
Ok, nie będę się rozpisywać, bo nie chcę, aby stopki zrobiły się dłuższe od całych rozdziałów.
Kocham Cię Sebastian, i wszystkich którzy lubią mojego bloga.
Dzięki że mnie wspieracie.
DZIĘKUJĘ.
;))

środa, 4 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ 10


-Nadja... Czy ty masz dziewczyno pojęcie do czego ty doprowadzasz?!-krzyknęła moja mama.
Zaczęłam nieopanowanie szlochać, i wszystko przewróciło mi się w głowie.
-przecież to nie prawda, mamo!
-ale czy... No, czy mogłoby być prawdą?-spytała spokojniej.
-nie.-powiedzieliśmy stanowczo, równo z sebastianem.
Spojrzałam na monitor.
Na jednym z portali plotkaskich była naprawdę szokująca nieprawda.
Pisało tam że ja<JA!> jestem w ciąży z Sebastianem, i że może o tym poświadczyć detektyw Krzysztof Rutkowski.
"nie dostali tego dziecka, to sprawili sobie drugie"-mówił <podobno> detektyw o Antosi.
-to nie może być prawdą, nic poważnego między nami nigdy nie zaszło, a ten detektyw bez licencji niech lepiej zabiera lizaki dzieciom, byle nie naszej Antosi.-powiedział bez zająknięcia Sebastian wyciągając z kieszeni telefon-mam już dosyć tego jełopa-dodał przykładając urządzenie do ucha-Mito, jedziemy do Krakowa, szykuj się.
Nie wiedziałam o czym chłopak mówił.
-Po co tam jedziemy, Seba, czy ja o czymś nie wiem?-spytałam.
-planowaliśmy to z Pawłem odkąd wróciliśmy. Moja mama... Znaczy się ja, za pośrednictwem i pozwoleniem rodziców, staram się o prawo do Tośki.-uśmiechnął się szarmacko, a ja, wogóle tego nie planując, nie zważając jakie będą tego konsekwencje <głównie ze strony mojej mamy> rzuciłam Mu się na szyję.
Nie pocałowałam Go jednak.
Tych konsekwencji jednak się trochę bałam.
-Jesteś Boski, wiesz?-powiedziałam, chociaż byłam pewna że tak o sobie nie myśli.
To był najpiękniejszy czwartek życiu... No tak, czwartek.
-boże, która godzina?!-spytałam ze zdenerwowaniem-ja mam szkołę!
-spokojnie, zawiozę Cię.-powiedział cicho Sebastian-a po szkole Kraków.
-jasne-powiedziałam, i wzięłam torbę od mamy.
-Pani limuzyna czeka na dole-powiedział Seba otwierając drzwi frontowe i kłaniając się bardzo nisko.
Wyglądał śmiesznie, ale przy tym tak szarmacko...
"Szarmacko i sexownie", jak to zobrazowała jednego ze swoich bohaterów moja ulubiona pisarka, ta od "Wampirów z Morganville"
Kochałam Go.
Tak, to była Miłość.
*************
-nie no, gwiazdorzysz.-powiedziała Anka cicho na mszy<w naszej szkole zawsze w czwartki była msza w Auli>-i to ten sam Sebastian?-spytała podejrzliwie.
-nie nadużywaj imienia Pana Boga na daremno-zaśmiałam się, ponieważ Sebastian naprawdę wydawał się być Bogiem.
-zależy w jakim świetle nazywasz go bogiem, bo włosy od Biebera zgapił, jesteś pewna że nie ma Aids?
-Anka, do cholery, zamknij się już, ok? Chodzi o to że po mszy nie idę na obiad, tylko jadę z Sebą do Krakowa zobaczyć co z Tosią-próbowałam jej wytłumaczyć, na czym polega adopcja w naszym przypadku, ale ona widocznie nie ma mózgu.
Albo ma, ale raczej coś jej się w nim przegrzało, bo nie działa zbyt dobrze.
Po chwili msza się skończyła, a chwilę po tym, rozległ się dzwonek i popędziłam do szatni.
*******
Sebastian czekał na zewnątrz.
-Co się stało, wyglądasz jak wampir?!-zdenerwował się gdy do niego podeszłam.
Wzięłam się w garść, i spojrzałam w lusterko samochodowe.
Byłam blada jak trup.
-kiedy ostatnio dostałaś krwi wampirku?-spytał mój ukochany podchodząc bliżej.
-zamknij się, co? Nie czas na żarty-odpaliłam i weszłam do auta zanim otworzył przede mną drzwi, jak to lubił robić.
-gdzie jedziemy?-spytałam, chociaż dobrze wiedziałam gdzie.
-Kraków-odpowiedział, a ja wtuliłam się w jego ramiona.
Nie wiedziałam ile będziemy tak jechać, więc po prostu zasnęłam...
##############################
"nawet mnie nie znasz...
Ale obiecaj...
Poświęcisz jedną chwilę albo dwie..."
ha ha!
Jakie to stare, ale pasuje.
To naprawdę fascynujące, kiedy wykopujesz w swoich starych płytach od cioci płytę Moniki Brotki, na której jest piosenka tak dobrze pasująca do twojego życia.
Jak to powtarza szalony naukowiec-wampir-Marnin, fascynujące.
On kocha to powtarzać, a ja czytam, i myślę:
Jak to możliwe że mama pozwala mi czytać książki z takimi fragmętami.
Polecam tę książkę:
Wampiry z Morganville, Rachel Caine, od pierwszej do szóstej księgi.
Teraz czytam piątą, w każdej księdze są po dwie półksięgi, ale w szóstej tylko jedna, bo to ostatnia.
Dostępne w księgarniach oraz sklepach empik.
Heh, ale wróćmy do piosenki.
Monika Brotka-Nawet mnie nie znasz.
Tekst będzie dostępny w zakładce PIOSENKI.
Dzięki za czytanie, kocham Cię Sebastian, wiesz o tym?
Tyle że nie jestem pewna czy wgl. Czytałeś wszystkie rozdziały.
Nie naciskam, wiesz, po prostu...
I zgadywć co wymyśliłam... Znowu.
Piszę nowy scenariusz, jak będzie pierwszy wpis to dam linka.
Ale jak już przy tym jestem,
To będzie historia o dziewczynce, Darii.
Daria ma cztery lata, i mieszka ze swoją siostrą, czternastoletnią Victorią, w domu dziecka.
Ich matka umarła po wypadku, który wywołał przedwczesny poród, i urodziła się Daria.
Ich matka i ojciec nie żyli.
Victoria jednak nie wiedziała że Daria jest jej siostrą, bo jej matka nie mówiła że jest w ciąży.
Gdy umarła, dziecko zostało skradzione ze szpitala, i dziewczyna nie słyszała dalej o swojej siostrze, puki nie znajduje w rzeczach Darii medalionu swojej matki.
Lecz ojcem młodszej z sióstr nie był mąż ich matki, tylko jej kochanek.
Mariusz, ojciec Darii, po wyjściu z więzienia próbuje odnaleźć dziewczynkę i ją zabić.
Dom dziecka w którym mieszkali w pewnej chwili staje w płomieniach.
Siostry przygarnia tymczasowo rodzina kolegi Victorii<w którym się potajemnie kocha>.
Dziewczyna w pewnym momencie pęka, i wyrzala się mu.
Pod nieobecność rodziców chłopaka, do akcji wchodzi Mariusz.
<moja ulubiona scena>
Victoria ubiera swoją siostrę w kurteczkę mówiąc jej że wszystko będzie dobrze.
Lecz gdy podaje ona małą Michałowi poprzez schody pożarówe, mężczyzna wciąga ją do środka.
Ona dąrzy tylko krzyknąć aby Michał uciekał z dzieckiem jak najdalej.
Lecz on nie słucha, i gdy dobrze ukrył dziecko, przybywa z odsieczą.
Na końcu chłopak znajduje nieprzytomną Victorie na podłodze zamkniętego na klucz schowka.
Już po wszystkim, a dziewczyna budzi się w jego ramionach.
On ją całuje.
Do domu wracają jego rodzice.
Widząc dom w takim stanie się denerwują, ale wszystko im wyjaśniają, już z Darią.
I to wszystko.
Myślę, że uda mi się na podstawie tego krótkiego planu, napisać scenariusz.
Już nawet mam początek, ale przydałaby mi się pomoc.
Ochotnicy?
Jak tak to pisać na maila: kiciaendmalina@gmail.com
kocham cię Sebuś <może Ty mi pomożesz, co? Heh;*>
Z góry dzięki.
Kicia<3.
ps. jak macie fochy, co do mojego pisania, to ok.
nie obchodzi mnie to...
pa pa

sobota, 17 marca 2012

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY


Tej nocy, po raz pierwszy zerwałam się z łóżka.
Z krzykiem wybiegłam z pokoju i pobiegłam do Sebastiana.
Nie Sebcia, tylko mojego starszego brata, też ma na imię Sebastian.
No, mówmy na niego Sasa, tak jak to do niego mówi większość z nas.
-Co się stało?-spytał dziewiętnastolatek.
-nie wiem, mogę z tobą spać?-bałam się wracać do siebie, nie wiem dlaczego, ale się po prostu bałam.
-oczywiście, Nadjuś...-powiedział biorąc mnie w ramiona.
Może za kimś tęskniłam...?
Może... Ale zanim dokończyłam tę myśl, zasnęłam.
**********
obudziłam się o szóstej rano.
Założyłam Werze <Wera to mój pies, shipsu...czyt. Szitsu> sweterek i szelki, ubrałam się i wzięłam szczeniaka na ręce.
Zaczęłam po woli schodzić po schodach.
Nagle zgasło światło na klatce, a Wera zaczęła nieopanowanie szczekać.
-co Ci jest, do cholery!-wrzasnęłam gdy suczka wyskoczyła mi z ramion.
Gdy zapaliłam światło, już jej nie było.
-WERA!-krzyknęłam, ale bezskutecznie.
Psa nigdzie nie było.
Zbiegłam na dół, przeszukałam całe podwórko, piwnicę, ale na marne.
Gdy wróciłam do domu była już siódma.
Za dziesięć minut miałam autobus, nie chciałam się spóźnić, więc krzyknęłam do mamy, że jak Wera się znajdzie, ma zadzwonić.
I pobiegłam na przestanek, który był tylko parę metrów od bloków.
Zdążyłam w ostatnią chwilę...
*************
-there will be tears.-powiedziałam do anki gdy siedziałyśmy razem na angielskim.
To był tytuł nowej piosenki którą napisałam.
-nie, nie będzie łez-usłyszałam nagle za sobą głos pani.
Przez chwilę się wystraszyłam, ale po chwili zrozumiałam.
No tak, przecież jak przetłumaczyć ten tytuł, wychodzi "Będą łzy".
To właśnie mnie wkurzało w angielskim.
Cztery słowa, a po polsku tylko dwa.
-przepraszam-wybąkałam, i wróciłam do tłumaczenia tekstu.
*****************
następnego dnia miałam na dziesiątą, więc  ubrałam się rano w jakieś gówniane jeansowe krótkie spodenki i obwisłą bluzę, za dużą o dwa rozmiary.
Po chwili ktoś zapukał do drzwi i usłyszałam że mama mnie woła.
Stanęłam w drzwiach jak wryta.
Za progiem stał Sebuś, i patrzył się na mnie.
Prześledził mnie od góry w dół, i z powrotem, za każdym razem zatrzymując się na moich spodenkach.
Wydawało mi się, jakby trwało to kilka minut, ale było to zaledwie kilka sekund, po których wbiegłam do swojego pokoju.
-Nadja, jakie ty masz maniery!-krzyknęła za mną moja rodzicielka.
-czekaj, przebiorę się!-wrzasnęłam wsuwając na biodra pełne jeansy.
Gdy zapinałam rozporek, do pokoju zajrzał chłopak.
-mogę?-spytał
-jasne, ty przynajmniej pytasz.-powiedziałam przypominając sobie mojego byłego.
Aż ciarki przechodzą po tym co mi zrobił, ale to już całkiem inna historia.
-czemu nie dzwoniłaś?-spytał
-a miałam dzwonić?-udawałam zdziwioną.
-martwiłem się, nie piszesz, nie dzwonisz, nic, żadnego kontaktu od dwuch tygodni.
-przepraszam, nie wiedziałam że tak bardzo się martwisz?!-miałam do niego pretensje, że wciąż próbuje mnie sobie przywłaszczyć.
-weź przestań, wiesz dobrze o co chodzi.
-nie, nie wiem, do cholery, myślałam że jesteś inny!
-słuchaj, Nadja, dlaczego my się wgl. kłócimy?-przewrócił naszą sprzeczkę w śmiech.
-no tak, przepraszam, ja zaczęłam...
-nie, dobra, sorry...-mówiąc to przytulił mnie do siebie, i pocałował.
I niefortunne okazało się teraz tylko to, że do pokoju weszła mama, a my odsunęliśmy się od siebie.
-puka się!-wrzasnęłam na nią, i usiadłam jakby nigdy nic przed komputerem, włączając go nogą.
-Seba...-to co zobaczyłam całkowicie mnie przeraziło.
-co?
-musisz to zobaczyć...
################
jak chcecie dodawać takie komentarze, to proszę.
Nie obchodzi mnie to.
Liczy się jedynie zdanie jednej osoby, która twierdzi, że moja historia jest w miarę dobra.
Ok, ale przejdźmy do rzeczy.
Cieszę się, że te trzy osoby, wreszcie przestały do mnie wypisywać.
Nie mogę, one się chyba ugadały!
Najpierw wypisują mi pełno maili, a teraz nic.
Jedną z tych osób znam, bardzo dobrze.
Ale nie będę pisać która to.
Dwuch pozostałych nie znam, albo nie chcą się przyznać że je znam.
Druga rzecz, o której chciałam napisać jest to, że idę z koleżankami do ratusza, i może uda mi się załatwić koncert Sebcia w Malborku!
To jest takie piękne, że głowa boli.
Jak go zobaczę, to chyba będę ryczeć!
A trzecia rzecz tyczy się tych od głupich komentarzy.
Ja uwielbiam Sebastiana, ale nie liczy się dla mnie to, jaki ma kolor włosów, czy oczu, kolor skóry, czy nawet to czy ma idealne uzębienie.
Dla mnie, u człowieka, liczy się to, co ma w środku, a nie materia.
Są trzy rodzaje uczuć, które ludzie próbują nazywać miłością:
zauroczenie, pożądanie, i ta prawdziwa MIŁOŚĆ.
Niektórzy, nie umieją tego rozróżnić.
Nawet ja nie jestem do tego zdolna, ponieważ w miłości może mieścić się to wszystko, albo nic.
A co do tego, że źle opisuję Sebastiana, tyczy się też tego, iż nie znam go osobiście.
Aż wreszcie rzecz ostatnia, acz najważniejsza.
Ja nie piszę o sobie!
JA TO NIE NADJA,
NADJA TO NIE JA!
Seba, dziękuję Ci że jesteś taki wyrozumiały, chociaż i tak nie mogę być pewna, że to co piszę Ci się podoba, że nie piszesz tego po prostu z grzeczności.
Ale dziękuję.
Chwila, ile było Bogów greckich?
Nie ważne, zyskali jeszcze jednego...

piątek, 16 marca 2012

sorry

sorka, że nie dodaję, ale nie mam kiedy, bym dodała, ale nie mam jak przesłać z komórki, bo w laptopie nie mam buetootha, a komp mi nie działczy, sorry.
jak tylko naprawią mi kompa to dodam, obiecuję.
KICIA<3.

czwartek, 8 marca 2012

why?

Ej, to nie jest fajne!
może i zawsze proszę o szczere komentarze, ale wcześniej nie wiedziałam jak to bardzo boli.
przez to wszystko tracę chęć do pisania, i zastanawiam się nad zawieszeniem bloga.
Sebastian to dla mnie tylko marzenie, takie które nigdy się nie spełni, i dobrze o tym wiem
a błędy to nie moja wina, coś ze mną nie tak
po prostu...
do tej pory, miałam same miłe komentarze, na wszystkich blogach, a dziś...
gdy zobaczyłam te komentarze...
nie wiem co mam ze sobą zrobić.
Moje serce płacze,
tam, gdzie ty,
tam ono,
bez żadnych ostrzeżeń zamyka się w bólu
by niedługo
znów wybuchnąć...

niedziela, 4 marca 2012

ROZDZIAŁ ÓSMY


-Nadja! Zbudź się!-usłyszałam piękny głos mojego ukochanego.
-co się stało, ja...-szepnęłam, lecz nagle coś mi się przypomniało-debilu, czego ty mi tam dosypałeś?!-wrzasnęłam.
-Nadja, ja niczego Ci nie dosypałem, nie moja wina że mylisz napój ze spirytusem...
-przepraszam...-szepnęłam, i nagle coś mną szarpnęło.
Straszny ból w brzuchu.
-Nadja!-krzyknęła Antosia-poczytaj mi-powiedziała stanowczo, podając mi książkę: "Dziewczynka w zielonym sweterku"
-z kąd ty ją masz, to nie dla cb-powiedziałam zabierając z jej rąk ciemną książkę, na której widniał obrazek pół-przezroczystej dziewczynki, w zielonym swetrze.
Tą dziewczynką była Krysia, albo Krzysia, jak nazywał ją tylko tata.
Czytałam tę książkę chyba z dziesięć razy.
-z twojej torby, przepraszam mamusiu...-dziewczynka ukryła twarz w dłoniach.
-ile razy Ci mówiłam że nie masz mnie tak nazwać... Ale wiesz co?
-co-Tosia w jednej chwili odzyskała radość z życia.
-Możemy obejrzeć film na podstawie tej książki: "W ciemności". Chcesz?
-a kiedy?
-jak uda mi się znaleźć zasięg-powiedział Sebastian, przechodząc z laptopem z jednego końca pokoju, na drugi.
-która w ogóle jest godzina?
-siódma, jeszcze mamy do śniadania godzinę, spoko-powiedział bez przekonania, skupiony tylko na laptopie.
-daj mi go tu-powiedziałam, a on podał mi laptop, nie wierząc że coś to zdziała.
Ale zadziałało.
Tu, w łóżku zasięg był zawsze, wiem to poprzez to, że co wieczór dzwoni do mnie mama, a w tym miejscu nie było nigdy zakłóceń.
Weszłam najpierw na Facebooka, mając głupią nadzieję że ktoś będzie.
-zaraz...-szepnęłam sama do siebie przewijając listę.
Miałam głupi pomysł, ale bałam się, iż mama to zobaczy.
Ale dobra, zaryzykuję.
Wzięłam telefon, i przesłałam na laptopa zdjęcie, które zrobiliśmy wczoraj, gdy mała wdrapała się na drzewo, a ja byłam taka głupia i do niej dołączyłam.
Potem bałyśmy się zejść, i Seba musiał po nas włazić, po drodze truszczając swój telefon, który wzięła Ania <nie Marycha, inna> i zrobiła nam zdjęcie, które właśnie załadowałam na facebooka.
Już po paru minutach pojawiły się pierwsze komentarze:
"z kim ty się Kur**a, zadajesz", i "Bosche, Gej z wampa",
ale były też miłe komentarze, np. Od Klaudi, mojej koleżanki z podstawówki:
"Boże, Nadja, zazdroszczę Ci, że przebywasz z nim na jednym drzewie'xd. Też tak chcę..."
i od kuzynki, Malwiny:
"oj, kuzyneczko, bo się zabijesz, i co ja wtedy zrobię? I dlaczego nie powiedziałaś że zostałam ciocią, okrutna jesteś..."
och, ta Malinka... Zawsze się o mnie troszczyła, i była w tym nadto nadopiekuńcza, chociaż jest tylko dwa miesiące ode mnie starsza, zachowuje się jakby były to dwa lata.
W końcu spędziłyśmy ze sobą połowę życia, pamiętam nawet, jak łaziłyśmy kiedyś koło jej domu, trzymając się pod ramię, czkając, podskakując, i śpiewając: "jesteśmy pijane".
Nabijałyśmy się wtedy ze wszystkiego i wszystkich.
Miałyśmy wtedy zaledwie tyle lat, co Antosia.
Moja mała Antosia, no tak.
Nie moja.
Ona nigdy nie będzie moja, mam dopiero niecałe czternaście lat, i już myślę o dzieciach.
Myślałam o tym już wcześniej.
Żeby zajść w ciążę, i uciec jak najdalej z tąd.
Tak daleko, że nikt nas nie znajdzie.
Z transu wyrwał mnie Sebastian.
-Nadja, nic Ci nie jest?-spytał z troską w głosie, a ja przez chwilę oderwana od rzeczywistości, miałam nagły przypływ weny, i wpadłam w trans.
włączyłam na laptopie Worda, i zaczęłam pisać:
"Mówi kobieta:
"Jestem bezbronna:
jak mały kociak
jak szara myszka
w jego pazurkach
jak małe nasionko
niesione przez ptaka
jak noworodek
w ramionach swej matki...
Jestem niepotrzebna:
jak śnieg który pada
jak silny wiatr co wieje
jak szkoła której nikt nie chce
jak bąk i karaluch
jak mrówka pod stopą
jak po deszczu błoto...
Jestem tym co oczywiste:
jak cisza przed burzą
jak słońce po deszczu
jak ciepło pod kołdrą
jak zimno na śniegu
jak świeca w świeczniku
jak pszczoła wśród kwiatów..."
przez chwilę myślałam ale Seba mnie wyprzedził.
Sięgnął po laptop, a ja zerkając mu przez ramię, czytałam co pisze:
"odpowiedział jej mężczyzna:
to co bezbronne
jest najpiękniejsze
bez tego
co pozornie
jest niepotrzebne
nie da się przeżyć
a to co oczywiste
nadaje sens życiu..."
skończył.
Byłam dumna z siebie, nie wiedziałam że potrafię wymyślić coś takiego.
To przypominało jakiś łańcuszek, który wysyła się w sms'ach lub w mail'ach.
Zaśmiałam się tylko i pocałowałam Sebastiana.
Nie chciałam tego robić, ale musiałam, po prostu musiałam!
Ze szczęścia,
z wrażenia
a tak dokładniej ze wszystkich wrażeń które przybyły pod wpływem emocji ostatnich dni.
Nie mogłam uwierzyć, że życie w jednej chwili może się tak zmienić.
Wiedziałam, że już za kilka dni zabiorą mam Tośkę, ja z Sebą będziemy musieli znów się rozstać, i wszystko wróci w normalny tryb życia.
Ale ja nie chciałam o tym myśleć.
Żyłam chwilą.
Tą, chwilą, której nie chciałam kończyć...
**********
i jak?
Nareszcie coś napisałam, ale nie mam nic na zapas, a to jest nudne, jak "Idź z tąd i nie wracaj"
a ja polecam książkę, o której była nowa w rozdziale: "dziewczynka w zielonym sweterku"
i film na podstawie tej książki "W ciemności"
myślę że się spodoba.
I dziękuję wszystkim że czytają.
A wiecie ile kłopotów może sprawić jeden wierszyk?
Ten o Ance, który usunęłam.
Najpierw zmieniłam parę szczegółów, ale potem postanowiłam usunąć go całkowicie.
Nie chcę mieć kłopotów, tylko dla tego że jedna osoba mnie nie lubi.
Ja ją szanuję, ale tylko tyle.
To w końcu były chłopak jednej z najlepszych osób jakie znam, a to nie lada zasługi, bo ja nie oceniam ludzi od-tak.
Dzięki Anka, jesteś Boska!
Kto jest boski?
ANKA JEST BOSKA!
Tak właśnie nabijałyśmy się z Anką kiedyś na angliku.
I jeszcze coś.
Ten blog NIE JEST NA FAKTACH!
Ja to wszystko zmyślam, a że nie mam pomysłów na imiona i miasta, nazwę szkoły czy coś, to biorę ją w końcu od tak, z mojego własnego życia.
Ale to nie jest tak, że opisuję wydarzenia.
Ja, np, nie jestem z Waplewa tak jak główna bohaterka.
Jestem z Malborka, i potrafię się do tego przyznać.
Nie chcę nikogo urazić, a jeśli to zrobię, to nie lecieć na policję, co?
Najlepiej zgłaszać to do mnie, pisać na mojego Maila, kiciaendmalina@gmail.com
Postaram się wziąć wszystkie pod uwagę.
I jeszcze jedna proźba do tych trzech szyderczo zboczonych:
NIE, NIE BĘDĄ SIĘ RUCHAĆ!
Nie rozumiecie tego?
Jak chcecie poczytać pornuchy to proszę bardzo, ale nie u mnie!
Dziękuję.
ok, ja lecę, bo mama nie wie że jestem na kompie, koffam was wszystkich, ale tylko tych co czytają.
PS. już wiem co było z komentarzami, teraz możecie dodawać bez logowania się.
KICIA<3.

piątek, 2 marca 2012

SPRAWA WIELKIEJ WAGI!

Głosować na USED SEBASTIANA RUTKOWSKIEGO!
http://muzykoholicy.pl/pl-top-30/ 
Musicie, jeśli naprawdę chcecie żeby wygrał, musicie głosować przynajmniej raz dziennie.

wtorek, 28 lutego 2012

ROZDZIAŁ SIÓDMY


Następnego ranka obudził mnie piękny zapach pomarańczy.
Nie wiedziałam z kąd on dochodzi, ale upajałam się nim, jak zapachem wina, które stało w piwnicy sto lat.
Przepiękny zapach.
Otworzyłam oczy, i prawie krzyknęłam.
Na podłodze panował chaos, a po środku tego wszystkiego siedziała mała dziewczynka, jedząca pomarańczowy owoc.
-O Mój Boże...-szepnęłam, i wstałam z łóżka.
Ubrałam stanik, z którym nie wiedziałam do końca co się stało.
-przepraszam...-szepnął Sebastian, widząc jak mnie to rozzłościło-ja go tylko odpiąłem, sam spadł-wytłumaczył.
-ok, nie mam Ci tego za złe...-powiedziałam, niewiarygodnie spokojnie.
Po wczorajszych wydarzeniach, powinnam być raczej rozstrojona i mieć wyższe ciśnienie od Pudziana.
-ile tego zjadłaś?-zwróciłam się do Antosi, wżerającej kolejną pomarańczę.
-nie wiem, ale nigdy tego nie jadłam-przyznała-macie jeszcze?-spytała.
-tak, ale dam Ci po śniadaniu.-powiedział stanowczo Sebastian, jak na surowego ojca przystało.
-Ale TATUSIU...-szepnęła dziewczynka.
-NIE-Sebastian naprawdę cieszył się z nowego przydomka.
Zaśmiałam się na samą myśl tego, że on może być ojcem "mojego" dziecka.
-Seba, niech ona raczej się nie przyzwyczaja, co?-powiedziałam, bo zaczęły mi się włańczać szare komórki, a z tym wraca rzeczywistość.
-masz rację...-przyznał chłopak-Tosiu... Posłuchaj nas teraz, dobrze?-powiedział przyciągając ją do nas, i usiedliśmy na łóżku-nie możesz nas tak nazywać, my nie jesteśmy twoimi rodzicami...-wyrzucił z siebie z żalem.
-ale... Ale...-mała nie wiedziała co powiedzieć.
Znałam ją zaledwie jeden dzień, a już tak bardzo ją pokochałam.
-ja chcę zostać z wami-szepnęła, a ja ją mocno przytuliłam.
-zrobię wszystko żebyś została z nami, ale nie obiecuję że to się uda...-powiedział Seba.
Widziałam w jego oczach jak to przeżywa.
Chciałby się zaopiekować małą, tak jak ja, ale równie dobrze mógł próbować wyścigów z gepardem, jak starania się o prawa rodzicielskie do niej.
Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
Szybko zarzuciłam na siebie szlafrok, i poszłam po ubrania dla Tosi, a Sebuś poszedł otworzyć.
Zaraz za mną przybiegła dziewczynka.
-To ten straszny pan, mamo, on chce mnie zabrać i wyrzucić do jakiegoś przytółka!-krzyknęła chowając się za mną.
Po chwili do pokoju wszedł detektyw Rutkowski, i zaczął się rozglądać.
Ja poprawiłam tylko szlafrok, by nie było mi widać biustonosza
-jak ona cię nazwała?-spytał spokojnie Rutkowski.
-nie twoja sprawa-wtrącił się Sebastian-kochanie nie bój się, to tylko pan detektyw-powiedział do dziewczynki, która wyszła niechętnie zza moich nóg i podeszła do mojego ukochanego.
Wyciągnęła ku niemu rączki, a ten ulegając, wziął ją w ramiona.
-dobrze, a więc... Wróćmy raczej do tego po co tu przyszłem-zaczął Rutek-a przyszedłem tu po to aby wam coś powiedzieć.
-ma pan wiadomości o rodzinie Antosi? Ma kogoś?-spytał Sebastian.
-otusz to. Nie na NIKOGO. Nawet własnych dokumentów, aktu urodzenia, nic.
Jej rodzice już dawno zaginęli, wszyscy w tym miasteczku myśleli że nie żyją.
Ale oni tylko się ukryli, ponieważ kobieta była w trzecim miesiącu ciąży, czego nikt nie akceptował.
Mała urodziła się w tamtym właśnie domku.
Nie widziała nigdy świata zewnętrznego, tylko lasy, i tamten mały domek-to co mówił detektyw przyprawiało mnie o dreszcze-Policja dostała telefon od ojca dziewczynki, że umiera. Nie mogli się tu dostać, poprzez zatory.
My jednak znaleźliśmy przejazd, ale gdy przejechały trzy nasze auta, tunel się zawalił, więc jesteśmy tu uwięzieni do końca zatorów.
-przykro mi... Ale... Czyli mała jest niczyja, nie ma nawet aktu urodzenia, a akt urodzenia, w łatwy sposób można sfałszować, i...-nagle zakryłam sobie usta ręką, powiedziałam o parę słów za dużo.
-słuchaj młoda. Adoptować może ją jedynie osoba dorosła, ze stałą pracą, i w stałym związku.
-a jeśli brakuje tylko jednego?-spytał zezłoszczony już do reszty Sebastian.
-a mianowicie czego?
-pełnoletności-odpowiedział chłopak.
Widziałam w jego oczach przerażenie, ale nie przejmowałam się tym.
Miałam tylko cichą nadzieję, że znajdziemy jakiś sposób.
Byle jak najszybciej...
##############
I jak?
Myślę że się podoba, bo przyszło mi to z taką łatwością!
Ale zmarnowałam na to aż dwa lizaki.
Tak, mam nowy sposób, aby pisać fajnie, i bez wysiłku.
LIZACZKI!
Wiecie, że gdy człowiek coś ssa, to pracuje mu w muzgu więcej szarych komórek?
Jak widać, to działa.
Piszcie komcie, błagam, komentujcie!
To takie trudne?
Chyba nie.
Więc proszę.
Ok, kończę.
Kocham was girlsy, i cb Sebuś, "jesteś całym światem, stałeś się moim idolem,
pamiętam o tobie, nie potrafię zapomnieć"
piosenka którą miała zaśpiewać Nadja: lales-pamiętam o tobie:
mam tekst dla zagorzałych w karcie TEKSTY u góry strony.
I jeszcze coś.
SEBUŚ:
jesteś tylko marzeniem,
które płacze z utęsknienia,
wciąż słucham twego głosu,
i z przerażenia,
nie mogę otworzyć oczu.
Tylko dla tego,
bo ten głos nie jest twój.
Wydaje się inny, obcy,
a chodzi o to,
że ten głos wydobywa się z głośnika.
Nie z ust, z głośnika.
Kocham cię, lecz to mi nie wystarcza,
chcę, byś był mój, lecz to nie możliwe,
nawet nie możliwe,
jest to jedno spotkanie,
to jedno spojrzenie,
jeden dotyk,
jeden pocałunek...
I LOVE YOU,
YOU ARE MY STAR - YOU ARE MY LOVE...
FOREVER...
Kocham was wszystkich, za to że czytacie, i za to, że dodajecie mi otuchy, na te dni, w których czuję się nikim.
Na tym świecie jestem tylko małą kroplą wody, która próbuje dostać się do wielkiego oceanu, po drodze zbierając przyjaciół, którzy towarzysząc jej, pomagają.
Dziękuję.

niedziela, 26 lutego 2012

ROZDZIAŁ SZÓSTY


-wjebię jej! Czy nie wjebię!?-wrzeszczałyśmy na całą parę-tylko noc noc noc, i obsrany koc!
Ta piosenka była beczna, zaśpiewałyśmy ją całą, i dziwiłyśmy się że żaden belfr nie reagował na przekleństwa z naszych ust.
wkońcu byłyśmy od pół roku w gimnazjum, ale i tak jeszcze się nie przyzwyczaiłysmy do panujących tu zasad.
Chociaż nie byłam pewna, czy gdziekolwiek w tym kraju pozwolą trzynastolatce przeklinać.
-Nadja, kiedy twój kolega dojedzie do nas?-spytała zmieszana nauczycielka.
-jutro rano, proszę pani.
-dobrze, ale... Musicie namówić chłopców, żeby wzięli go do pokoju, dobrze?
-ale w tamtym roku było tak, że chłopaki byli w pokojach z dziewczynami!-krzyknęła Anka.
Jak zwykle, nie miała zamiaru oczywiście łamać paktu czystości, i odrazu złapać jakiegoś kolesia, ale z chłopakami zawsze śmieszniej, zawsze zrobią coś pojebanego.
-no... Jesteście na tyle, powiem że, dorosłe, aby zrozumieć, zaistniałe okoliczności, po zeszłorocznym "Wypadku"
nie wiem dlaczego oni jeszcze to tak nazywają.
Nie mogą powiedzieć poprostu że jakiś chłopak bzyknął swoją laskę, a ta dostała krwotoku wewnętrznego?
Wiem, obrzydliwie to brzmi.
Wiadomo przynajmniej, że myślimy wszystkie o tym samym, bo wszystkie naraz dostałyśmy gęsiej skórki.
-ale...-kontynuowała Marycha.
-zastanowimy się...-przerwała jej mrs. Belfr, i odeszła, a my do końca drogi śpiewałyśmy piosenki, w tym także dwie piosenki Sebcia, i dwa jego Covery.
Nawet nie poszłyśmy spać....
*************
Stanęłyśmy na polanie w rzędach.
Były trzy szkoły z malborka, cztery z warszawy i jedna oczywiście z Jeleniej Góry.
Sebastian chciał się oderwać od sławy na jakiś czas, dlatego postanowił namówić swojego dyrektora, aby tu przyjechali.
I są.
-słuchajcie-zaczął nasz dyrektor.
Wszystkie szepty i pogwizdywania ucichły, słychać było jedynie szmer wiatru i sypiący lekko śnieg.
-a więc, znacie zasady panujące na zimowisku, prawda? Ale i tak je przypomnę(...)
mówił, i mówił, a ja go nie słuchałam, i nie słuchałam...
A do głowy weszła mi tylko jedna jego wypowiedź:
-Ustaliliśmy z resztą dyrekcji, że chłopcy i dziewczynki, śpią w osobnych domkach... Ale ostatniej nocy... Można się przenieścić!-powiedział, a wszyscy zaczęli krzyczeć i skakać z radości, a ja byłam pewna, że ktoś, maczał w tym swoje słodkie paluszki...
*****************
stanęłam przed wielką różową torbą od cioci Lucyny, i zastanawiałam się.
-gdzie ja do chryny jasnej złożyłam klucz?!
-mówisz o tym?-spytał chłopak stojący w progu, i opierający się o framugę.
Na palcu obracał kluczyk od mojej torby.
-i co, zaciesz?
-oddam Ci go...-powiedział, a ja już wiedziałam że coś się za tym kryje.
-lepiej odrazu powiedz co chcesz...-powiedziałam stanowczo.
-oddam Ci go...-powtórzył-za całusa...-dokończył z chciwym uśmieszkiem.
Mam to gdzieś, chcę odzyskać klucz podeszłam do niego i pocałowałam go.
Stanął jak wryty, a ja wykorzystując chwilę nieuwagi z jego strony, zabrałam mu kluczyk.
-ej-krzyknął-to nie fair!
-nie całkiem się z tobą zgadzam, powiedziałeś, że jak cię pocałuję, to oddasz mi klucz, to cię wyręczyłam.
-jaka ty jesteś wścibska...
-wiem-powiedziałam, i zabrałam się do otwierania kłudeczki.
Sebastian tylko stał i patrzył na to jak się z nią mocuje.
Po chwili, przestało go to śmieszyć, więc podszedł do mnie i otworzył mi torbę.
-dzięki...-szepnęłam z ulgą.
-kogo kochasz?-spytał.
-Adama Małysza...-odpowiedziałam z podstępem.
A ten tylko walnął się na łóżko.
Myślałam że będzie robił mi wyżuty, ale przecież nawet nie wiem czy on do mnie wgl. Coś czuje.
Chyba nigdy nie będziemy oficjalną parą...
Jedna rzecz w mojej torbie mnie zaciekawiła.
Były tam wszystkie rzeczy moje, poza jedną reklamówką.
A w niej była bielizna, i parę ubrań mojej trzyletniej siostry.
-czyje to?-spytał Seba, dziwiąc się pewnie, że to nie mój rozmiar.
-mojej siostry, mamy takie same walizki, mama pewnie się pomyliła-mówiąc to, wrzuciłam reklamówkę na dno szafy, i zaczęłam rozpakowywać resztę zawartości walizki.
*************
-EJ! NADJA!-usłyszałam głos Marychy.
-Czego chcesz, pani kazała się już rozpakowywać, wiesz że chłopaki mieszkają pod nami?!-odkrzyknęłam jej.
Domki były piętrowe, a my mieszkaliśmy u góry.
-a kto dokładnie?!-odpowiedziała również krzykiem
-chodźcie do góry, to wam powiem!-i schowałam się w ciepłym pomieszczeniu, zamykając drzwi balkonowe.
-ok, gadaj kto tam jest?-do pokoju wbiegła cała czwórka.
-pod nami mieszkają: Seba, jakiś jego kolega, Jurek i Mateusz, będziemy mieć w nocy niezłe towarzystwo, nie?-wyrzuciłam z siebie zbitkę słów.
Wszystkie zaczęłysmy piszczeć z radości, i postanowiłyśmy zrobić pierwszą na tym zimowisku gorącą imprę.
***********
Byłyśmy w sklepie, <nie chcecie wiedzieć, jak daleko tu jest taki mały sklepik> i rozłożyłyśmy wszystko na stole, który był o wiele za mały, więc niektóre papierowe talerzyki, i miseczki z chipsami i innym jedzeniem, stały na szafkach.
Z głośników od laptopa Sebastiana, grała muzyka, a światło było lekko przygaszone< lepiej nie mówić, jak Magda zareagowała na wygaszacze, nazywała je magicznymi pokrętłami>, a ludzi było coraz więcej.
-gdzie jest Sebastian?-spytałam Ani.
-z kąd mam wiedzieć, ostatnio widziałam go pięć minut temu w łazience..
-widziałaś go w kiblu?!-wrzasnęłam jej prosto w twarz.
-nie... Nie oto chodzi!-tłumaczyła się-mył ręce!
-dobra, spoko, ale gdzie...-moje słowa przerwał dźwięk zbliżającej się syreny, była już bardzo blisko.
Wszyscy zerwali się z miejsca i wchodzili na dół, w pośpiechu ubierając kurtki.
Ja także wybiegłam przed domki, i zobaczyłam że na skraju lasu, stanął samochód, kształty miał policyjne, i miał syrenę, ale pisało na nim PATROL RUTKOWSKI.
-co? Jakaś twoja rodzina?-spytałam Sebastiana który właśnie się za mną pojawił.
-yyy... No chyba nie...-odpowiedział z obrzydzeniem.
Z auta wyszedł wysoki mężczyzna w ciemnych okularach.
Ten sam, co pokazywali go w telewizji.
-co tu się dzieje?-spytał ktoś.
-cofnijcie się, cofnijcie...-nauczycielki zastępowali policjantów, któży poprzez zatory śniegowe nie mogli tu dotrzeć.

Kierowana samym instynktem, wyrwałam się nauczycielom, i wbiegłam do lasu.
Przebiegłam kilkanaście metrów, w drzewa, i upadłam.
Gdy się podniosłam zobaczyłam pod drzewem jakiś cień.
Ale tylko cień, ponieważ było już od dawna ciemno.
Po chwili kolejne zmysły zaczynały mi powoli działać, i usłyszałam ciche szlochanie.
Mój wzrok się wyostrzył, i ujrzałam postać wyraźniej.
Była do dziewczynka, miała trzy, góra cztery latka.
Wstałam i do niej podeszłam.
-co Ci jest, maleńka...-spytałam cicho i spokojnie, tak jak uspokajałam moją młodszą siostrzyczkę-jak nasz na imię?
-Antosia-powiedziała przez łzy.
-ale... A gdzie jest twoja mamusia?
-tatuś mówi że jest w niebie-szepnęła, i powoli się uspokajała.
-a gdzie twój tatuś?-kontynuowałam po chwili, a dziewczynka znów zaczęła płakać.
-tam-pokazała w głąb lasu, widać tam było jakieś ruiny, a gdy podeszłam bliżej, ujrzałam że to ruiny palącego się domku.
Zapewne mała przyjechała tam z ojcem na ferie.
-kochanie...-szepnęłam, chciało mi się płakać.
Wzięłam ją na ręce.
Nie była do końca ubrana, a jej cienkie baletki były porwane, a palce sine.
Na ciałku miała mnóstwo siniaków i poparzeń, zapewne nałapała ich uciekając z płonącego budynku.
Nie wiedziałam co mam zrobić, w którą stronę iść.
Plątałam się tak dobre kilka minut, aż usłyszałam kroki.
Gdy się odwróciłam, ujrzałam znajomą mi sylwetkę Sebastiana.
-BOŻE, Nadja, nic Ci nie jest... Kto to jest?-dopiero po chwili zorietował się że trzymam na rękach dziecko.
-zaraz Ci powiem, ale weź ją trochę potrzymaj, co? Bo mi już ręce więdną...
-nie możesz jej postawić na ziemi?-spytał, ale posłusznie wziął ode mnie dziewczynkę, i ruszyliśmy w stronę schroniska, w którym wszyscy byliśmy zameldowani.
-nazywa się Antosia...-zaczęłam mówić, gdy zobaczyłam że małej opadła główka, co oznaczało że zasnęła-jej mama nie żyje.
-a jej ojciec?-spytał nie wzruszony ani trochę chłopak.
-on chyba... Też raczej nie żyje...-wycisnęłam to wreszcie z siebie.
-skąd ty to wszystko wiesz?
-powiedziała mi, o mamie, a o ojcu sama się domyśliłam. Tam są gruzy jej domku zimowego, wiesz?-byłam bliska płaczu.
-spokojnie...-powiedział gdy doszliśmy na skraj lasu.
Gdy z niego wyszliśmy, otoczyła nas grupka ludzi, a przez nią, przedarł się Detektyw Krzysztof Rutkowski.
Mała bardzo szybko się otrząsnęła.
-to jest ta mała, jej ojciec zadzwonił do nas gdy umierał, weźcie ją chłopaki...-wydał polecenie.
Sebastian był już gotowy aby oddać mu małą, ale ja nie.
Wzięłam ją od niego, i cofnęłam się o parę kroków.
-gdzie wy ją macie zamiar wziąć, są zatory, nigdzie nie dojedziecie!-krzyknęłam.
-jeszcze się zastanowimy-powiedział cicho, lecz stanowczo detektyw.
-do zlikwidowania zatorów ona zostaje ze mną-także próbowałam urzyć takiego tonu jak Rutkowski, ale mi się to nie udawało.
Przez chwilę popatrzał na mnie jak na jakąś idiotkę.
-dobrze-odpowiedział ku mojemu wielkiemu zdziwieniu-a my raczej poszukamy czegoś dla małej, tu nie daleko mieszkają ludzie z dziećmi, może mają jakieś ubrania, czy coś...

Trzymałam małą na rękach, i czułam, jak się trzęsła.
Właśnie byłam światkiem tego, jak dowiedziała się że jej ojciec nie żyje.
Ludzie Rutkowskiego podzielili się na dwie grupy.
Jedna-większą-poszła przeszukać ruiny,
a druga-mniejsza-szukać jakiejś pomocy dla małej.
Ustaliłyśmy z dziewczynami <bez wiedzy nauczycielów, ale ich i tak to nie nachodzi>, że Seba przyjdzie dzisiaj do mnie pomóc przy Tosi, bo żadnej z nich się nie chciało, więc rozeszły się do innych.
Sebastian jeszcze został, bo musiał porozmawiać z kimś, a ja poszłam do domku.
Antosia była już tak zmarznięta, że nie mogłam dłużej czekać, chociaż była owinięta w moją bluzę, i kurtkę Sebastiana, i tak cała się trzęsła.
*************
weszłam do domu, i odrazu udałam się do łazienki, gdzie malałam do pełna brodzik zimnej wody, i rozebrałam małą z reszty przemoczonych ubrań, wsadziłam ją do wody.
-ale ciepła...-szepnęła z zadowoleniem.
Zaśmiałam się, ponieważ dla mnie, woda była lodowata, ale ona była aż sina z zimna, więc ta woda wydawała jej się wręcz gorąca.
Była cała brudna, ale ja zmyłam z niej bród doszczętnie.
Głowę musiałam mydlć jej trzy razy.
Zastanawiałam się tylko, czy nie załapała wszy w tym buszu.
-chyba nie...-stwierdziłam gdy poraz szósty sprawdziłam jej włosy, poczym zaczęłam je szczotkować.
-zaśpiewaj mi coś...-powiedziała, bawiąc się gumową kaczką Magdy.
Zaśpiewałam jej moją ulubioną kołysankę.
Śpiewając nie zauwarzyłam nawet jak do łazienki wszedł mój ukochany, dopiero wtedy, gdy się zaśmiał.
-Seba!-krzyknęła mała-Nadja mi śpiewa, a ty umiesz śpiewać?-po jej słowach Sebastian prawie się pokładał.
Po chwili zaczął śpiewać tę samą kołysankę.
Wytarłam ją do sucha, i założyłam przyniesioną przez jedną z kobiet ciepłą piżamkę.
Ale nie było w workach które przyniósł detektyw majteczek.
Nagle przypomniałam sobie o worku mojej siostry.
Wywaliłam z szafy wszystkie ciuchy, jakbym sama chciała zrobić sobie pilota, aż wreszcie znalazłam to, czego szukałam.
Ubrałam ją do końca, ułożyłam w łużku, i otuliłam ciepłą kołderką.
Lecz gdy wyszłam z pokoju znów mnie zawołała.
-zaśpiewaj mi...-szepnęła.
Byłam już tak zmęczona, że nie miałam siły protestować, znów zaczęłam nucić.
-Nadja...-przerwała mi po chwili-będziesz moją mamusią?-spytała
nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć.
-A Sebuś będzie moim tatusiem, dobrze?
-dobrze kochanie, ale teraz śpij-pocałowałam ją w czoło, i wyszłam.
-co chciała?-spytał Sebastian, który leżał już wygodnie na łóżku.
Zastanowiłam się przez chwilę.
-czy chcesz być jej tatusiem...
###############
HA!
Pisałam to dwa dni, i mi się udało!
Długie, nie?
Boże, miałam taki świetny pomysł, a tak kiepsko go opisałam...
Ale ok, piszcie jak wam się podoba, i wgl. Jak się podoba postać Antosi.
Dawajcie pomysły, i piszcie w komentarzach.
Sebuś, daj mi wenę!
Zaśpiewaj weź coś, nagraj się i wstaw na youtube, co?
Zawsze pomysły mi przychodziły, jak słuchałam USED, ale się już wyczerpały...
Błagam, HELP!
HELP ME!
KOMUNIKAT DO WSZYSTKICH FANEK SEBASTIANA RUTKOWSKIEGO!
HELP ME!!!